poniedziałek, 28 lipca 2014

Deser czekoladowy z owocami i bitą śmietaną

   Bardzo lubię tego typu desery, nie dość, że fundują odrobinę orzeźwienia, to jeszcze są lekkie i przyjemne dla podniebienia. Nie da się ukryć, że występują tu wszystkie moje ulubione składniki. Mus czekoladowy, duża dawka owoców i bita śmietana z mascarpone, tworzą niepowtarzalną i wyjątkowo smaczną bombę kaloryczną, od której nie sposób się oderwać. Ja nawet nie próbuję, bo przyjemnościom trzeba oddawać się bez reszty, a nie potrafię świadomie pozbawić się satysfakcji  z jedzenia. Poza tym czekolada najlepiej rozładowuje napięcie, a wczorajszy wieczór był bardzo ciężki. Chwila relaksu w kuchni, po czym można usiąść, choć na chwilkę zapomnieć i przy okazji uspokoić drżące ze strachu serce. Deser sprawdzi się na spotkanie w gronie znajomych, w letnie popołudnie delikatnie orzeźwi, a i jestem pewna, że najbardziej wybredne dzieciaki nie przejdą obojętne, czytaj Emilka :)


Deser czekoladowy z owocami i bitą śmietaną

Składniki:

Mus:

* 40 ml mleka
* 80 g gorzkiej czekolady
* 1 kopiasta łyżeczka cukru pudru
* 1 jajko

Bita śmietana:

* 200 ml śmietany kremówki 30%
* 100 g serka mascarpone
* 3 łyżeczki cukru pudru

Dodatkowo:

* owoce: maliny, jagody, truskawki, brzoskwinie, czereśnie lub wiśnie
* starta czekolada
* bezy

Przygotowanie:

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, do garnka wlewamy trochę wody i wkładamy metalową miseczkę,najlepiej szerokości garnka tak by trzymała się nie powinna dotykać wody. Czekoladę łamiemy na małe kawałeczki dodajemy mleko i mieszamy do czasu, aż czekolada się roztopi i połączy z mlekiem. Następnie bierzemy jajko i polewamy gorącą wodą, rozbijamy i oddzielamy białko od żółtka. Do miseczki wlewamy białko i ubijamy na  sztywną pianę, a pod koniec dodajemy cukier puder. Do ciepłej jeszcze czekolady dodajemy żółtko i mieszamy do połączenia się składników, potem dodajemy po łyżce ubitego białka i delikatnie mieszamy (łyżką lub szpatułką). Kolejny proces to ubijanie śmietany z serkiem mascarpone, oba składniki muszą być dobrze schłodzone,  pod koniec ubijania dodajemy 3 łyżeczki cukru pudru, możemy też pokruszyć kilka bez i wmieszać w bitą śmietanę. Do 4 szklanych wysokich kieliszków, słoiczków lub małych pucharków dajemy warstwę musu, owoce - u nas maliny i jagody, a na koniec bita śmietana. Wstawiamy do lodówki na minimum godzinę. Dekorujemy startą czekoladą, czereśnią lub wisienką.

Smacznego!!!

















piątek, 25 lipca 2014

Jagodzianki

  Jagodzianki są po prostu niesamowite! Przepis widziałam u kilku blogerek i wszystkie były zachwycone, skąd pochodzi? Jak zwykle z niezawodnej Kwestii Smaku. Największym plusem tych jagodzianek jest sposób przygotowania ciasta, zagniatamy wieczorem, a rano tylko wstajemy, wałkujemy, nadziewamy i jemy obłędne śniadanie. Zawsze rezygnowałam z ich wypiekania na śniadanie z jednego, jak dla mnie, najważniejszego powodu - trzeba wstać skoro świt. To nie dla mnie! Jak mam wolne lubię pospać, a na ciasto drożdżowe potrzeba dodatkowych 3 godzin, zanim wyrośnie kilkakrotnie, a potem się upiecze...Mam nadzieję, że każdy śpioch mnie rozumie. Zdecydowanie wolę się przewrócić na drugi bok i śnić o jagodziankach, niż wstawać i zagniatać ciasto. Co innego gdyby ktoś te bułeczki przygotował,  a ja miałabym wstać tylko po to, by rozkoszować się ich smakiem, ech.... Droga ich działania jest prosta i trafia w samo sedno. Na początku budzi się zmysł powonienia, powoli do śpiącego organizmu  dociera wspaniały zapach ciasta drożdżowego, by otworzyć nas na nowe doświadczenie jakim będzie pierwszy kęs tej wspaniałej, maślanej bułeczki.  Nie sposób się im oprzeć, a pobudka staje się przyjemnością, nie koniecznością. Jak dla mnie są idealne. Ciasto przygotowuję w nocy, nie wstaję z ptaszkami, a i tak zajadam świeże, cieplutkie, pachnące i wprost rozpływające się w ustach bułeczki. Do zakochania jeden krok...nie ma na co czekać trzeba zabrać się za zagniatanie...

Jagodzianki            

Składniki:

* 2 łyżeczki suchych drożdży instant

2 łyżki ciepłej wody
* 500 g mąki pszennej
50 g cukru
* szczypta soli
* 5 jajek
350 g niesolonego masła, bardzo miękkiego


Nadzienie:


* około 150 - 200 g jagód (16 płaskich łyżek stołowych)
* około 1/4 szklanki cukru pudru
* 1 roztrzepane jajko na glazurę


Lukier:


1 szklanka cukru pudru
około 5 - 6 łyżek wody

Przygotowanie:


  Drożdże mieszamy z ciepłą wodą, przykrywamy i odstawiamy na 10 - 15 minut (po tym czasie powinny się spienić, jeśli nic się nie dzieje, należy powtórzyć z innymi drożdżami). Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy rozpuszczone w wodzie drożdże, cukier, sól i 3 jajka. Składniki mieszamy drewnianą łyżką, aż się połączą. Stopniowo dodajemy pozostałe 2 jajka, wyrabiając ciasto ręką. Wyrabiamy przez około 10 minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Ciasto jest gotowe, gdy przykleja się do boków i dna miski. Nie ma co się przejmować, bo ciasto będzie miało rzadką konsystencję - nie trzeba dodawać więcej mąki! Można też wyrabiać mikserem, najpierw na wolnych obrotach, później zwiększyć do średnich. Stopniowo dodajemy po dwie łyżki masła i zagniatamy lub miksujemy. Kolejne 2 łyżki masła dodajemy  jak tylko poprzednie zmieszamy  z ciastem. Miskę przykrywamy przeźroczystą folią i odstawiamy w ciepłe miejsce bez przeciągów, do czasu aż podwoi swoją objętość, na około 1 i 1/2 do 2 godzin. Po wyrośnięciu ciasto uderzamy pięścią, ponownie przykrywamy i wstawiamy do lodówki na całą noc. Rano wyciągamy stolnicę, delikatnie posypujemy mąką, ciasto rozwałkowujemy na placek o grubości 1 cm. Ciasto kroimy na kwadraty o boku około 6 - 7 cm. Każdy kwadrat delikatnie rozpłaszczamy palcami, nakładamy po 1 płaskiej łyżce jagód i posypujemy szczyptą cukru pudru. Składamy wszystkie rogi ciasta do środka, bardzo dokładnie zlepiamy boki tworząc kształt koperty. Odwrócić na drugą stronę i układać łączeniem do spodu, w odległości około 2 - 3 cm od siebie, na blasze (lub blachach) wyłożonej papierem do pieczenia. Luźno przykrywamy folią lub bawełnianą ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 1,5 godziny. Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni. Jagodzianki smarujemy roztrzepanym jajkiem. Pieczemy na złoty kolor przez około 15 - 18 minut. Drugą partię jagodzianek, z drugiej blachy, w dobrze nagrzanym już piekarniku pieczemy krócej, przez około 13 - 15 minut. Studzimy na blaszce ustawionej na metalowej kratce. Na koniec przygotowujemy lukier: cukier puder przesiewamy na płaski talerz i stopniowo dodajemy wodę, mieszamy, aż powstanie gęsty lukier. Nie pozostaje nam już nic innego jak polanie lukrem jagodzianek i rozkoszowanie się ich smakiem. Od tej pory już nic nie będzie takie same, a smaku nie da się zapomnieć.

Smacznego!!!





poniedziałek, 21 lipca 2014

Pierś z kurczaka w kremowym sosie pesto z bobem

  Danie w sam raz na upały, przede wszystkim dlatego, że nie trzeba zbyt długo stać przy kuchni. Poza tym smak wart przetestowania. Zdecydowanie uwielbiam bób, a jeśli ktoś jeszcze nie widział i nie próbował, to odsyłam do zeszłorocznej grzanki z bobem, od której nie sposób się oderwać.Całe szczęście bób można zamrozić i przypomnieć sobie ten pyszny smak także zimą. Nie rozpisuję się za dużo i zapraszam do gotowania, bo warto!!!


Pierś z kurczaka w kremowym sosie pesto z bobem  

Składniki:
4 porcje

* 1 podwójna pierś z kurczaka
* 5 łyżek mąki
* 2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju
* 4 kopiaste łyżki zielonego pesto
* 200 ml śmietanki kremowej 30%
* 1 ząbek czosnku
* 4 łyżki listków świeżego tymianku lub 2 łyżeczki
   suszonego
* 1 szklanka ugotowanego i obranego bobu
* sól
* świeżo zmielony czarny pieprz

Dodatki:

* ugotowane młode ziemniaki
* frytki
* bagietka z czosnkiem
* kopytka
* sałatka z rukoli i pomidorków koktajlowych

Przygotowanie:

Bób myjemy, wrzucamy do osolonej wody i w zależności od tego czy bób jest młody, czy to już końcówka sezonu gotujemy od 15 do nawet 40 minut. Najlepiej sprawdzać w trakcie gotowania. Przygotowujemy piersi z kurczaka, usuwamy różne błonki, kostki, a następnie kroimy w poprzek, tak by powstały dwa plastry. Posypujemy solą i pieprzem, a następnie obtaczamy w mące i smażymy na średnim ogniu, aż nabiorą złotego koloru (około 7 minut z każdej strony). Do usmażonego kurczaka dodajemy zielone pesto, mieszamy, po czym wlewamy śmietankę i znów całość mieszamy.Dodajemy,suszony tymianek, świeżo zmielony pieprz i jeśli jest taka potrzeba także sól, pesto bywa dość słone, więc dodatek soli może okazać  się zbędny.  Całość zagotowujemy, aż pojawią się bąbelki, dodajemy wówczas bób i świeży tymianek jeśli takiego używamy. Gotujemy na małym ogniu do czasu, aż sos zgęstnieje. Podajemy z wybranym dodatkiem i zajadamy się do woli.


Smacznego!!!




piątek, 18 lipca 2014

Festiwal Smaków Liczyrzepy w Karpaczu

  Dzień pełen wrażeń już za nami. Zaczęłyśmy od wyprawy na Chojnik. W zeszłym roku nas nie wpuścili, o 18 miała się odbyć bitwa o zamek, jednak organizatorzy postanowili przyspieszyć trochę bieg wydarzeń, i szybciej zamknęli zamek dla zwiedzających. Smutek był ogromny, szczególnie Emilki, bo pokonałyśmy dość trudną i długą trasę. Przekonałyśmy się o tym w tym roku, gdy dotarłyśmy do zamku i nie było po drodze miejsc, które mijałyśmy poprzednio. Siedziałyśmy na dziedzińcu zamku i zastanawiałyśmy się, którędy szłyśmy ostatnio? Odtwarzając wspomnienia doszłyśmy do wniosku, że wchodziłyśmy od strony Zachełmia. Reasumując droga była dłuższa, ale za to bardziej malownicza, a nasza czteroletnia wówczas Emilka świetnie sobie z nią poradziła. W tym roku wchodziłyśmy od strony Sobieszowa, podobno najbliżej Chojnika. Pani na parkingu poleciła szlak czarny, ze względu na uroki krajobrazu, skorzystałyśmy z rady i zdecydowanie wspinanie się tym szlakiem było lepszą decyzją niż schodzenie, szczególnie z dzieckiem. Choć jak to zwykle bywa mijałyśmy pary, które nie były zdecydowane, który szlak wybrać i wśród argumentów wysuwanych przez mężczyzn było " zobacz ta dziewczynka przeszła to i Ty dasz radę", a potem riposta " I będę miała brudne buty jak te Panie!". No cóż, niespecjalnie zwracałyśmy na to uwagę, jakbyśmy chciały dojść czyściutkie, to poszłybyśmy czerwonym szlakiem wyłożonym kostką... Zamek ma świetną wieżę widokową i kilka fajnych przejść, związanych z nim jest również wiele ciekawych legend np., o księżniczce Kunegundzie.



Czasem na szlaku Emilce potrzebna była mała pomoc, ale i tak dzielnie pokonywała wszelkie przeszkody.


 - Mamusiu, a jak przytulę drzewo, to ono doda mi energii?
 - Tak
 i nawet o dziwo działało :)



Punkt widokowy, ciekawskie dziecko wszędzie musi postawić swoją stopę, nie ma czasu na odpoczynek, gdy  wkoło tyle atrakcji, uwielbiam to!!! Jeśli ktoś usłyszy na szlaku "dzień dobry", to będziemy my, a raczej Emilka. Nikomu nie przepuści :)




Z Chojnika pojechałyśmy do Karpacza, a tam trwał Festiwal Ducha Gór, w ramach którego odbywał się III Festiwal Smaków Liczyrzepy. Dotarłyśmy akurat na prezentację potraw biorących udział w konkursie na "Danie Liczyrzepy". Brali w nim udział amatorzy i nic w tym dziwnego, że to właśnie wzbudziło moje zainteresowanie. Było nie tylko ciekawie, ale przede wszystkim  smacznie. Niejednemu z obserwatorów pociekła ślinka, bo dochodzące do nas zapachy i komentarze jury nie pozwoliły myśleć o niczym innym. Potrawy były bardzo intrygujące, różne myśli przebiegały przez głowę, przecież jeszcze nikt po samym wyglądzie nie poznał smaku potrawy. Można się domyślać, a potem i tak następuje chwila zaskoczenia. Po ocenie jury, w którego skład wchodziła zwyciężczyni II edycji programu MasterChef,  Beata Śniechowska, można było posmakować przygotowane dania, bo nie ukrywam, że moja ciekawość była ogromna. Dawało to nie tylko możliwość świadomego wytypowania swojego faworyta, ale i odtworzenia w przyszłości smaku.
Komentarze przewodniczącej jury sprawiały, że każdemu z obserwujących świeciły się oczy i z niecierpliwością czekał, kiedy przyjdzie jego kolej próbowania potrawy. Chciałam też przy okazji wspomnieć o książce Smaki marzeń, napisanej przez panią Beatę Śniechowską, bo warto ją mieć w swojej biblioteczce. Nawet długo nie zastanawiałam się nad jej kupnem, chociaż podeszłam do niej raczej z ciekawością niż zamiarem kupna. Z reguły odstraszają mnie książki wydawane przez "celebrytów", szczególnie poradniki, które są napisane na siłę, nieprzemyślane i niedopracowane. Nie uogólniam, bo czasem można się fajnie zaskoczyć i zmienić zdanie. W książce nie ma potrawy, której nie chciałabym wypróbować, poza tym widać duży wpływ kuchni tradycyjnej, bo przecież w niej wszystko ma swój początek. Zdjęcia sprawiają, że zaczyna działać wyobraźnia, od razu chciałoby się zobaczyć ją na własnym talerzu i poczuć smak potrawy. Bardzo fajne jest to, że składniki użyte do potraw są raczej łatwo dostępne, nawet w moim  małym miasteczku. Nie zdążyłam jeszcze niczego wypróbować, bo książkę porwała moja siostra i trochę u niej poleżała, ale kiedy już ją odzyskałam, nie omieszkam umieścić u siebie jakiegoś smakołyku. 

 Wracając do konkursu próbowałam wszystkich dań z wyjątkiem zupy i przyznaję, że wygrało danie, które najpierw zachwyciło mnie wizualnie, a potem poznałam smak i nie mogłam już myśleć o niczym innym. Jako pierwsze danie zaprezentowana została zupa.
Kuchnia prezentowana przez uczestników konkursu była z jednej strony tradycyjna, bo przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale i nowatorska - zachwycająca nie tylko pomysłem, ale i smakiem.

 Pani ze Stowarzyszenia Przyjaciół Podgórzyna przygotowała "Zupę Sudecką", o której niestety wiele nie mogę napisać, bo nie próbowałam, ale z ocen innych dało się wywnioskować, że była bardzo dobra.


 Pan Kamil Środa przygotował "Pączki z wątróbką". Na pierwszy ogień poszła rukola, tworząc pewnego rodzaju łączkę, a na niej wylądowały pączki, piękny widok. Po ocenie pani Beaty nie było już osoby, która nie miałaby ochoty spróbować tego połączenia. Nie jestem zwolenniczką wątróbki, jakoś już samo słowo mnie odstrasza, dlatego tym bardziej byłam ciekawa tego nadzienia. Cóż mogę napisać, zaskoczenie było ogromne. Wcale nie czułam wątróbki i gdybym nie wiedziała, że tu była powiedziałabym, że to jakieś grzybki. Idealnie upieczone pączki, do tego to nadzienie, sos i rukola, ach...przepadłam! Jeśli chodzi o dodatek sosów, to w połączeniu z sosem śliwkowym nie mają sobie równych, uderzenie w kubki smakowe, nie pozwoli skończyć na jednym. Drugi sos według mnie wymaga dopracowania, bo nie miał wyraźnego smaku, ale przecież zawsze można go pominąć.




Pani z Koła Gospodyń Wiejskich z Podgórzyna przygotowała "Pyzy Karkonoskie". Tutaj ogromne nawiązanie do tradycji, bo u kogo w domu nie podaje się "kopytek"? U mnie pojawiają się dość często, ale nigdy nie wpadłam na pomysł, by je nadziać i to tak smakowicie! Młode warzywa, delikatne i jędrne sprawiły, że nie potrzebowałam dodatku mięsnego, co u mnie rzadko się zdarza. Jako zwolenniczka mięsa, przy warzywnym daniu zawsze o nim myślę, a tu było idealnie. Ciasto na kopytka rozpływające się w ustach i warzywny farsz dopełniły całości, do tego jeszcze w formie ozdoby kwiaty cukinii, które miałam ochotę podkraść, by stworzyć tartę. Fajnie jakby kwiat cukinii był zamoczony w cieście i podsmażony, choć może jada się go też na surowo?





Cały konkurs przebiegał w miłej atmosferze, uczestnikom i jury towarzyszył dobry humor, jak mogło być inaczej skoro wszystkie potrawy, zaskakiwały czymś innym. "Zapiekanka z zapiecka" przygotowana przez panią Justynę Goniacz zdobyła uznanie u mojej siostry. Jak widać im więcej osób tym więcej gustów. Nie ma co się dziwić, jedni są zwolennikami kuchni tradycyjnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie (tak było właśnie w przypadku tej zapiekanki, jest przygotowywana w domu pani Justyny od kilku pokoleń), inni wolą innowacje i ciągłe poszukiwanie, a jeszcze inni nie lubią danego składnika i nawet nie spróbują. Ziemniaczki pod kołderką były dość smaczne, przypominały taki typowy, domowy obiadek.



  Niestety o autorce tego dania nic nie napisano i nie wiem jak się nazywała, ale przygotowała "Pierożki", a raczej wielkie "Pierogi", wypełnione bardzo aromatycznym farszem mięsnym. Długo nie dało się o nim zapomnieć, świetnym dodatkiem byłoby tu czerwone wytrawne wino, a nawet jakiś delikatny sos. Ciężko byłoby odejść od stołu, a już tym bardziej skończyć na jednym pierożku, chyba dlatego są takie duże. Nie ukrywam, że lubię takie dania i zawsze chętnie do nich wracam, bo zwykle są szybkie w przygotowaniu, a przede wszystkim smaczne. 




 Można powiedzieć, że jury doceniło potrawy kuchni tradycyjnej oraz nowatorskiej, bo wygrały "Pyzy karkonoskie" wraz z  "Pączkami z wątróbką". Dania te będą dostępne w restauracji Dwór Liczyrzepy w Karpaczu i to klienci wybiorą ostatecznego zwycięzcę. Ponadto w restauracji tej  trafimy na dania kuchni regionalnej, na bazie produktów lokalnych, dla każdego coś dobrego.
Zachęcam do odwiedzenia restauracji i wypróbowania dań zwycięzców, a w przyszłym roku do uczestnictwa w Festiwalu Ducha Gór.



niedziela, 13 lipca 2014

Tiropsomo

Kolejne weekendowe wypiekanie z cyklu Wypiekanie na Śniadanie i expresowy post. Bułeczki pieczone szybko, bo zaraz wybieramy się na wycieczkę. Tak to jest jak robi się coś "na wariata". Troszkę się zarumieniły, bo zasiedziałam się w łazience... Ach  będą idealne do podgryzania w czasie wyprawy na Chojnik. Może w tym roku uda nam się wejść do środka i pozwiedzać. Choć bułeczki i ich nazwa powinny nas przenieść raczej do Grecji :)

Tiropsomo 
5 sztuk

Składniki:

Ciasto:

* 300 g mąki pszennej
* 1 łyżeczka soli
* 20 g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka
   drożdży instant)
* 5 łyżek ciepłej wody
* 1 łyżka cukru lub miodu
* 4 łyżki oliwy
* 120 ml ciepłego mleka
Dodatkowo:

 topione masło do smarowania bułeczek
150 g sera feta, rozgniecionego widelcem

do posmarowania: 1 żółtko wymieszane z 1 łyżeczką wody
do posypania: 2 łyżki sezamu u mnie mak

Mąkę połączyć z solą, dodać suche drożdże (jeśli używamy świeżych, należy wymieszać je z ciepłą wodą i dopiero wtedy dodać do mąki). Dodać miód/cukier, oliwę, mleko.
Połączyć i zagnieść gładkie ciasto.
Przełożyć do miski lekko posmarowanej oliwą, przykryć folią spożywczą i odstawić do wyrastania na ok. 1-2 godziny.
Ciasto podzielić na 4 części. Każdą rozwałkować na prostokąt szerokości 6cm, grubości 3 mm. Na środku położyć ser, zlepić dokładnie brzegi tworząc długi wałek. Wałek zwinąć na kształt ślimaka. Powtórzyć tę czynność z pozostałym ciastem. Posmarować lekko masłem, przykryć folią i odstawić do wyrastania na 40 minut.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni C.
Wyrośnięte ślimaki posmarować żółtkiem wymieszanym z wodą, posypać sezamem i piec 30-35 minut, do czasu zrumienienia.
Ostudzić na kuchennej kratce.

Smacznego!!!





Wspólnie ze mną wypiekali:
Bożena z bloga Moje Domowe Kucharzenie
Kinga z bloga Małe Kulinaria
Lidia zdjęcie z FB
Dorota z bloga Moje Małe Czarowanie
Marta z bloga Blue Hipopotam 
Łucja z bloga Fabryka Kulinarnych Inspiracji
Alina z bloga Ala piecze i gotuje
Magda z bloga Moja kulinarna przygoda
Monika z bloga Matka Wariatka
Magdalena z bloga Zielenina

Magda z bloga Czary - gary w kuchni
Małgosia z bloga Smak Alzacji
Edyta z bloga Przy kuchennym stole
Justyna z bloga Gotowanie i pieczenie- i love it
Agata z bloga Kulinarne przygody Gatity

Małgorzata z bloga Po prostu Marghe
Ewa z bloga Kobieta renesansu


Dziękuję :)

środa, 9 lipca 2014

Roladki z kurczaka ze szparagami

 To już ostatni post jeśli chodzi o szparagi i piszę go ze smutkiem, bo znów przyjdzie mi czekać cały rok, aż znów się pojawią... Niestety w tym roku już raczej, nie będzie możliwości ich zrobienia, chyba, że mamy zamrożone szparagi :). Myślę jednak, że ciekawą opcją może być też fasolka szparagowa, ale to muszę jeszcze przetestować.
  To danie jest przede wszystkim proste, szybkie i niezawodne, nie ma opcji by coś zepsuć, a w dodatku pięknie prezentuje się na talerzu. Roladki sprawdzą się nie tylko w porze obiadowej, ale mogą też być świetną propozycją  podczas romantycznej kolacji. Wino, świece, bagietka i ten wspaniały afrodyzjak, hmm sexowne, ale i sensowne połączenie.
  Zdjęcie zrobiłam już jakiś czas temu, ale nie udało mi się pstryknąć gotowej potrawy. Musiałam uciekać do pracy i zdążyłam tylko włożyć do piekarnika i ustawić minutnik. Czasem mam tak, że dana myśl nie daje mi spokoju i krąży... no i właśnie tak było w tym przypadku. Ubzdurałam sobie, że muszę mieć zdjęcie gotowej propozycji obiadowej, dlatego gdy tylko zobaczyłam, że szparagi są jeszcze dostępne nie mogłam się powstrzymać. Już na samą myśl o roladkach pojawia się uśmiech, a potem odpływam. Uwielbiam orzechowy posmak szparagowych główek. Nie ma nic wspanialszego niż  połączenie ich z delikatnym drobiowym mięskiem, lekko słodkawym sosem, a dla podkreślenia całości, jeszcze, aromatyczny boczek. Robiłam wcześniej też w wersji z szynką parmeńską i przyznaję, że zdecydowanie lepszy jest boczek, choć jak wiadomo gusta bywają różne. Jak dla mnie szynka jest za słona i trochę się wysusza. Tak całkowicie poważnie to te roladki, nie mają sobie równych, dodam jeszcze, że największą frajdę sprawia mi strzelająca w zębach gorczyca, ach co za wspaniałości :) Okropna okropność, robić zdjęcie takim smakowitościom, w takich chwilach przejawiam największe oznaki słabości. No bo jak się powstrzymać, gdy zapach kołuje w nosie, a myśli biegną tylko w jednym kierunku? Czasem daję radę, ale nie tym razem, pragnienie było silniejsze...

Roladki z kurczaka ze szparagami
(8 roladek)
Składniki:

1 pęczek zielonych szparagów (około 18 sztuk)
* 2 średnie piersi z  kurczaka
8 cienkich plasterków wędzonego boczku 

  ( lub szynki parmeńskiej)
4 krótkie gałązki rozmarynu
oliwa extra vergine, sól i pieprz

Kremowy sos musztardowy z miodem:

* 2 czubate łyżki musztardy gruboziarnistej
* 2 łyżki miodu
* 12 łyżek śmietanki kremowej 30%

sól i pieprz do smaku
* rozmaryn

Dodatki: ugotowane młode ziemniaki, bagietka,

                 frytki


Przygotowanie:
Zaczynamy od nagrzania piekarnika do 200 stopni (góra i dół). Do miseczki dajemy musztardę gruboziarnistą, dodajemy miód, mieszamy. Do filiżanki odkładamy 1 łyżkę sosu, dodajemy łyżkę oliwy, mieszamy i odstawiamy, przyda się  do posmarowania roladek. Do pozostałej mieszanki dodajemy śmietankę i doprawiamy solą i pieprzem. Następnie przygotowujemy szparagi, płuczemy i odłamujemy zdrewniałe końcówki (chwytamy z dwóch stron, wyginamy, a szparag złamie się w odpowiednim miejscu). Wrzucamy je do miski z łyżką oliwy, szczyptą soli i pieprzu, mieszamy. Każdą pierś dzielimy na 4 części, rozbijamy tłuczkiem i doprawiamy solą, pieprzem i posypujemy odrobiną rozmarynu. Używałam cienkich plasterków boczku, ale jeśli mamy boczek w kawałku, odcinamy grubą skórę wraz z częścią tłuszczu i pozbywamy się twardych kostek , jeśli takie są. Kroimy na plasterki i możemy je rozbić tłuczkiem lub rozciągnąć końcem noża na dłuższy i cieńszy plasterek. Miałam akurat grube szparagi, więc zawijałam po 2 (jeśli szparagi są cieńsze można użyć 3 lub 4) najpierw w rozbity kawałek piersi kurczaka, a potem w plasterek boczku. Pod boczek możemy włożyć małą gałązkę rozmarynu. Do wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego wkładamy złożonym na pół  paskiem folii aluminiowej, powinna zakryć główkę szparaga. Roladki smarujemy sosem z dodatkiem oliwy i wkładamy do piekarnika na 15 minut. Po tym czasie wlewamy sos musztardowy ze śmietanką i pieczemy jeszcze 5 minut. Wyjmujemy i podajemy z ugotowanymi w wodzie ziemniaczkami, polanymi sosem z roladek. Mniam, już mi ślinka cieknie.

Smacznego!!!