sobota, 28 grudnia 2013

Ciasteczka "Guziczki"

Delikatne, kruche w sam raz na kęs, albo nawet kilka kęsów :) Sama boję się tego o czym piszę, wszystko niby na kęs, a potem znów trzeba rozważać każdą dodatkową czekoladkę, ale czymże byłoby życie bez odrobiny przyjemności? Jak powstrzymać się, gdy te  ciastka tak pięknie się prezentują? Podobnie sprawa ma się z wyprzedażami, szafa pęka w szwach, ale zawsze pojawi się coś, co muszę mieć. Choroba? Pocieszam się, że nie jestem osamotniona, ale jak powiedzieć sobie "nie"? Przecież ten sweter jest taki piękny. Czy Wy też wpadliście w wir wyprzedażowych zakupów? Czasem mam wrażenie, że ludzie kupują, żeby tylko kupić, bo przydałoby się coś nowego, bo mam chandrę, bo koleżanka ma to i ja potrzebuję, bo... Nasuwają się setki różnych wytłumaczeń. Jedno jest pewne, każda z nas chce wyglądać pięknie i jeśli przy okazji poprawimy sobie humor, to czemu nie zaszaleć? Tylko oczywiście z umiarem :)


Ciasteczka "Guziczki"               


Składniki:

* 30 dag mąki
* 20 dag masła
* 3 zółtka
* 250 ml śmietany 18 %
* szczypta soli

 
Beza:

* 2 białka
* odrobina soli
* 20 dag cukru pudru

Dodatkowo:

* kolorowe cukierki


Przygotowanie:

 Na stolnicę wysypujemy mąkę dodajemy masło i siekamy do czasu, aż powstaną grudki. Następnie dodajemy żółtka, śmietanę i szczyptę soli. Całość zagniatamy, jeśli ciasto będzie za gęste można dodać więcej śmietany, a jeśli za rzadkie, podsypujemy mąką. Odstawiamy do lodówki minimum na 2 godziny, ale najlepiej na całą noc.
Do białek dodajemy odrobinę soli i miksujemy,  po czym stopniowo wsypujemy cukier puder. Ciasto wałkujemy i wycinamy kieliszkiem guziczki. Układamy łyżeczką bezę i posypujemy kolorowymi cukiereczkami. Pieczemy 15-20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

Smacznego!!!



czwartek, 26 grudnia 2013

Ciasteczka drożdżowe

Kolejny przepis na ciasteczka, również idealne do podjadania. Stół pełny, pozycja leżąca i nic tylko trenuję mięsień dwugłowy ramienia, dobre i tyle. W tle romantyczne świąteczne filmy z happy endem. Idealnie, czasem potrzeba takich dni. Cieszmy się zatem czasem spędzonym z rodziną, z najbliższymi, bo te chwile naprawdę warto zapamiętać. Choć schemat wieczoru wigilijnego pozostaje od lat taki sam, to emocje nam towarzyszące już nigdy nie są do odtworzenia. Chwila, kiedy znikają wszelkie troski, a w sercu rozbrzmiewa radość. Emilka z roku na rok zaskakuje mnie coraz bardziej, jest coraz starsza, coraz więcej wie i umie, to dzięki niej wszystko wygląda inaczej, piękniej. Z innej strony podchodzę do Świąt, wiele trzeba jej pokazać, wytłumaczyć.  Nawet nie martwi brak śniegu, choć bez wątpienia wtedy byłoby idealnie. Obraz jaki  pamiętam z dzieciństwa. Siedziałyśmy w oknie i wyczekiwałyśmy pierwszej gwiazdki, bo dopiero wtedy mogliśmy zasiąść do stołu. Wokół było pełno śniegu, bałwan stał przed oknem, a po niebie przemykał Mikołaj, choć było widać tylko ślady sań jakie pozostawały wśród gwiazd. Fajnie w tej gonitwie zatrzymać się na chwilę i przypomnieć sobie co jest tak naprawdę ważne...

http://www.youtube.com/watch?v=5wqxvTTve7s

Ciasteczka drożdżowe

Składniki:

* 75 dag mąki
* 25 dag smalcu
* 25 dag margaryny
* 3 jajka
* 1 szklanka śmietany
* 5 dag drożdży
* szczypta soli




Przygotowanie:

Margarynę, smalec, mąkę siekamy nożem do czasu aż powstaną grudki. Drożdże rozrabiamy ze śmietaną. Następnie dodajemy całe jajko, dwa żółtka, szczyptę soli i szybko zagniatamy. Wstawiamy na dwie godziny do lodówki, potem wyciągamy porcjami taką ilość, aby wystarczyła na blaszkę. Wałkujemy tak jak ciasto na pierogi i wykrawamy różne wzory. Białka należy roztrzepać widelcem i z jednej strony maczamy ciastka, a potem w cukrze (może też być brązowy i można posypać posiekanymi orzeszkami). Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 15-20 minut, grzanie góra- dół. Z podanych porcji wychodzą 3 duże blaszki ciastek.

Smacznego!!!






Karbowane ciasteczka

Spóźnione, ale pewnie jeszcze się przydadzą, niestety nie było czasu na pisanie. Dobrze, że chociaż zdjęcia udało się pstryknąć. Przecież ciasteczka są idealne do podjadania. Bez dwóch zdań, ewidentnie wciągające, dlatego kto może niech zajada :D. Święta w trakcie, choć niestety coraz bardziej zbliżają się ku końcowi. Co dobre szybko się kończy.  Wigilia, to dla mnie wyjątkowy wieczór, choć tradycyjnie przypominający ten zeszłoroczny, a i dwa lata temu tak było, z resztą jak daleko sięgam pamięcią zawsze ten sam schemat. Wspaniałe chwile, lubię tą powtarzalność, ten jeden wieczór w roku zawsze może wyglądać tak samo.Wspominaliśmy, jak fajnie było, gdy wszyscy czekaliśmy na choinkę pachnącą lasem i na ten moment, gdy w końcu mogliśmy ją przystroić. Rozmowy, prezenty pod choinką i sporo fałszu przy kolędowaniu, ale co tam, kto by się przejmował, gdy wokół tyle radości. Różna jest tylko liczba uczestników, ale tych których już nie ma na zawsze zachowamy w pamięci i we wspomnieniach :D.

Karbowane ciasteczka                                     

Składniki:

* 50 dag mąki tortowej
* kostka masła lub margaryny
* niepełna szklanka cukru pudru
* jedno żółtko
* jajko
* 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Przygotowanie:

Mąkę wysypujemy na stolnicę dodajemy drobno posiekane masło. Wszystko siekamy nożem, aż z margaryny i mąki utworzą się grudki. Dodajemy cukier puder, jajko, żółtko i proszek do pieczenia. Zagniatamy ciasto. Na maszynkę do mielenia mięsa nakładamy specjalną blaszkę do ciastek. Do maszynki wkładamy porcjami ciasto i przepuszczamy przez blaszkę odcinając równej długości ciasteczka. Układamy na wyłożonej pergaminem blaszce. Pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do temp. 180 stopni. Gotowe ciasteczka możemy oblać do połowy czekoladą, posmarować marmoladą lub oprószyć cukrem pudrem. U nas są oblane czekoladowym lukrem i posypane orzeszkami.

Smacznego!!







sobota, 21 grudnia 2013

Likier kawowy

Cóż mogę powiedzieć, jest wciągający... Po raz pierwszy zrobiłam go w prezencie mikołajkowym i od tego czasu stale gości w barku :) Trafiłam w końcu w swój gust, no przynajmniej w tej dziedzinie hehe. Na jego korzyść zdecydowanie przemawia czas wykonania, a co najważniejsze nie ma w nim  nic trudnego. Dla porównania, wzięłam się też za likier kokosowy  i tu mnie lekko poniosło. Była opcja łatwiejsza, ale podeszłam ambitnie do tematu i postanowiłam zrobić taki z dodatkiem wiórków kokosowych, błąd. Choć mimo wszystko mam nadzieję, że smak mnie powali. Skusiła mnie też możliwość wykorzystania wiórków do zrobienia trufli, w tym przypadku jedno jest pewne- będą miały moc. Dlaczego marudzę? Otóż wiórki napęczniały i zamiast przelewania (jak to sobie wyobrażałam) będzie wyciskanie, już na samą myśl mam dość. Czasem nie warto być nadgorliwym, a może miło się zaskoczę?
Idealnie się sprawdzi na spotkanie babskie. Najlepiej od razu zrobić  kilka butelek :) Jeśli ktoś jeszcze nie ma pomysłu na prezent, to jest strzał w 10 :). Przepis pochodzi z niezawodnej Kwestii Smaku. Cóż mogę rzec, czekam na książkę z przepisami autorki tego bloga, gdyby takowa się pojawiła nie zawahałabym się ani sekundy nad jej kupnem. Podaję przepis oryginalny plus moje zmiany.


Likier kawowy                                                       


Składniki:

* 200 ml mocnej kawy (około 4-5 espresso)
   zrobiłam w kubku 500 ml, pół kawy na pół
   wody
* 200 g cukru
   dałam 50 g ciemnego brązowego cukru
   muscovado i 150 g cukru białego
* 80 ml spirytusu 95%
   dałam 100 ml








Przygotowanie:

Banalnie proste :D
Zaparzamy kawę, odstawiamy do wystudzenia, najlepiej kilka godzin.Kawę przelewamy do garnka, dodajemy cukier i rozpuszczamy mieszając. Po ostudzeniu dodajemy spirytus, mieszamy i przelewamy do butelki. Najlepszy jest schłodzony, ale nie ma potrzeby trzymania go w lodówce.

 ZDRÓWKO!!



piątek, 20 grudnia 2013

Śledzik lubi pływać...

Okres Bożego Narodzenia, to czas kiedy jest wzmożone zapotrzebowanie na śledzie. Zapewne każdy ma swój sprawdzony przepis, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by dorzucić do tego zestawu coś nowego. Tak więc dziś pojawi się u mnie nasz tradycyjny przepis na śledzie w occie, ale... to dopiero początek. Zapewniam, że to na pewno nie koniec, bo mam ogromną ochotę wypróbować jeszcze kilka innych pozycji, o czym chętnie doniosę przy kolejnych wpisach. Jestem przekonana, że pomysły na śledzie przydadzą się również przy okazji prywatki sylwestrowej, nie ma to jak przyjemna zagryzka :).
Również zdjęcia, są w troszkę innym klimacie i tutaj chciałabym bardzo podziękować za udostępnienie miejsca i sprawdzenia się w tak niecodziennych warunkach. Nie było tak jak sobie wymyśliłam, zdjęcia to zawsze improwizacja, nawet jeśli na coś jest gotowy scenariusz i tak wychodzi inaczej. Swoją drogą wielki szacun dla modelek, one muszą się namęczyć, a przy tym niewiele jedzą hehe. Jak można przez pół godziny trzymać śledzia pod nosem i go nie zjeść? Mówię Wam, nie da się!  Najważniejsze to dobrze się bawić, może następnym razem spina będzie mniejsza.
A tymczasem zachęcam do odwiedzenia bardzo fajnego miejsca http://www.schodydonikad.pl/

Śledzie w occie

Składniki:

* 80 dag wymoczonych filetów śledziowych
* 2 szklanki wody
* pół szklanki octu
* 2 łyżki cukru
* szczypta soli
* 3 cebule
* około 2 łyżeczki gorczycy
* 3 listki laurowe
* 4 ziarenka ziela angielskiego
* 3 ziarenka pieprzu

Przygotowanie:

 Filety należy opłukać i pozostawić 2 godziny zalane wodą. Do rondelka wlewamy wodę, dodajemy cukier, szczyptę soli i przyprawy. Całość zagotowujemy i dorzucamy pokrojone cebule (dzielimy je na pół, a następnie kroimy w średniej grubości plastry). Gdy cebula  zmięknie, po ok 10 minutach, dodajemy ocet i po zawrzeniu odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. Śledzie można pokroić w grubsze paski,zwinąć w ruloniki, albo włożyć w całości. U nas są one w całości, układamy je w słoiku i zalewamy marynatą. Na dwa dni lądują w lodówce, a potem znikają w mgnieniu oka :)











                                                         Fot. Piotr Kunc

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rogaliki drożdżowe mojej mamy

Nie wiedzieć kiedy, znowu nadeszło Boże Narodzenie. Z każdym dniem coraz bardziej zbliżamy  się do tego wyjątkowego wieczoru, kiedy to mnóstwo jest w każdym z nas ciepła, miłości, serdeczności. Powoli czas zacząć świąteczną krzątaninę w kuchni, pokazać najbliższym jak są dla nas ważni, bo przecież jedzenie zbliża ludzi. Jako pierwsze pojawiają się  ciasteczka. Nie wiem, ile z nich doczeka do świąt, ale chyba lepiej jeść po troszkę niż wszystko jednego wieczoru :D. Poza tym najważniejsze to jakoś rozłożyć sobie te przygotowania, aby w dzień Wigilii nie padać ze zmęczenia, a wręcz przeciwnie móc cieszyć się chwilami spędzonymi z rodziną. Czasem wystarczy kilka sprawdzonych potraw, które wszyscy uwielbiają i na które czekają cały rok, aby zobaczyć uśmiech na twarzy, łezkę wzruszenia.
Rogaliki są najlepsze jeszcze ciepłe. Moje łakomstwo nie zna granic, nigdy nie czekam aż wystygną i zawsze kończę z poparzonym językiem, ale co mi tam. Jak wytrzymać gdy w kuchni roznosi się taki zapach? Mogę spokojnie zabrać się za pisanie, szklaneczka mleka i rogaliki, ach...

Rogaliki drożdżowe
(dwie duże blachy, około 80 rogalików)

Składniki:

* 1 kg mąki
* 14 dag drożdży
* łyżki cukru
* cukier waniliowy
* 4 jajka
* 2 margaryny
* 250 ml śmietany kwaśnej 18 %
* 2 słoiczki powideł (u mnie domowe)
* roztrzepane 1 jako do posmarowania
* cukier puder do posypania

Przygotowanie:

Przygotowujemy rozczyn. Drożdże rozcieramy z 4 łyżkami cukru dodajemy śmietanę i roztopioną przestudzoną margarynę, wszystko dokładnie mieszamy, najlepiej drewnianą łyżką. Drożdże nie lubią metalu. Do przesianej mąki dodajemy jajka i rozczyn, wszystko wyrabiamy ręką lub mikserem zaopatrzonym w haki, aż do połączenia składników. Z jednolitej masy formujemy kulę, owijamy w folię spożywczą i na 2 godziny wkładamy do lodówki. Odrywamy po kawałku i wałkujemy nasze ciasto, tak aby powstało koło wielkości dużego talerza, dzielimy je na 8 części. Powstają nam trójkąciki, na środek każdego z nich rozsmarowujemy cienką  warstwę powideł i rolujemy zaczynając od zewnątrz, czyli od podstawy trójkąta. Tak zwinięte rogaliki smarujemy roztrzepanym jajkiem. Wstawiamy na 20 minut do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Rogaliki powinny mieć piękny złoty kolor. Po przestygnięciu posypujemy cukrem pudrem, można polać roztopioną czekoladą, albo lukrem.

Smacznego!!!!


`


środa, 11 grudnia 2013

Zupa krem z dyni

   A może dyniowa? Szybka, łatwa i bardzo przyjemna. Choć powiem szczerze, że najbardziej czasochłonne jest obieranie dyni, ale później cała reszta to już tylko i wyłącznie przyjemność. Dyniowa niespodzianka w środku zimy, piękny kolor i imbir sprawiają, że całe ciało ogarnia nieoczekiwane uczucie ciepła i radości. Dla takiej chwili warto dłużej posiedzieć w kuchni, obrać dodatkową dynię, zetrzeć na tarce o grubych oczkach, albo pokroić w kostkę, wrzucić do woreczka lub pojemnika zamrozić i wyciągać gdy tylko przyjdzie ochota. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić z imbirem, bo choć porządnie rozgrzeje, to samo jedzenie może być dość męczące. Najlepszym dodatkiem jak dla mnie były grzanki czosnkowe, jeszcze lepiej podkreśliły smak kremu.
  Jeśli mówię dynia na myśl przychodzi mi Kopciuszek i karoca w jaką się zmieniła... Niestety, mimo usilnych prób, nigdy nie udało mi się uzyskać takiego efektu. Prędzej zamienię Emilkę w Księżniczkę. W zasadzie dopiero od dwóch lat  zajadam się dynią i jeśli kojarzy mi się z dzieciństwem to tylko i wyłącznie przez pestki, i nocne wyprawy na pola dyniowe. Co jakiś czas pojawiały się u nas w ogródku, ale nikt jej nie jadł. Tworzyliśmy potwory, suszyliśmy pestki, a cała reszta szła na zmarnowanie i to w czasach gdy półki sklepowe świeciły pustkami, aż żal. Teraz to wspaniałe warzywo na stałe zagościło w naszym ogródku i na naszym stole, a i bez problemu znajduje się dla niej miejsce w zamrażarce.
Olbrzymia dawka koloru i witamin, szczypta pikanterii, wszystko to sprawia, że ten wspaniały posiłek poprawi nawet najgorszy humor i wspomoże naszą odporność. Do dzieła!!!

Zupa dyniowa

Składniki:

* 1 litr rosołu lub wywaru z warzyw (wraz z
    marchewką i porem)
* 800 g surowej dyni ( obranej i pokrojonej w
   kostkę)
* 2 duże ziemniaki
* cebula pokrojona w kostkę
* 3 ząbki czosnku
* 1 łyżeczka przyprawy curry                                
* około 1 cm korzenia imbiru                                               Fot. Piotr Kunc
* połowa małej papryczki chili
* sól
* pieprz
* cukier
* 4 łyżki oliwy

Dodatkowo:

groszek ptysiowy, grzanki (najlepsze czosnkowe), uprażone pestki dyni + 1 łyżka śmietany...


Przygotowanie:

Dynię  kroimy na mniejsze części i obieramy, a następnie kroimy w kostkę. Na oleju podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę, a gdy już zmięknie dorzucamy czosnek, a następnie pokrojoną w kostkę dynię, ziemniaki, papryczkę chili, starty imbir i curry . Całość  podsmażamy około 10 minut po czym dodajemy do bulionu. Z  przygotowanego wcześniej wywaru zostawiamy marchewkę i  pora. Jeśli korzystamy z gotowego bulionu wówczas marchewkę i białą część pora dodajemy do podsmażenia wraz z dynią i ziemniakami. Gotujemy około 30 minut, aż warzywa będą miękkie. Wszystkie składniki miksujemy do czasu, aż zupa nabierze konsystencji kremu. Na koniec doprawiamy solą i pieprzem i dorzucamy wybrany dodatek.

Smacznego!!!!











poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pralinki z nadzieniem z sera mascarpone

 Post powstał z niewielkim opóźnieniem, bo urodziny już  dawno za mną, ale pozostają najpiękniejsze wspomnienia. Pamiętam jak mówiłam, "dzieci?! nie ma mowy, to nie dla mnie!". Życie jednak płata figle i odkąd Emilka pojawiła się w moim życiu, każdy dzień spędzony z nią jest niesamowity, a ona sama zaskakuje mnie coraz bardziej.  Uwielbiam to, że dzięki niej, łzy w moim życiu pojawiają się tylko w wyniku wzruszenia, albo wszechogarniającego śmiechu. Najwspanialsze uczucie jakiego można doświadczyć to miłość dziecka, taka bezwarunkowa, idealna. Przy okazji urodzin  to Emi  miała największą frajdę, oprócz tego, że wszystkim opowiadała o moich urodzinach to udało jej się w końcu kupić doniczkowy kwiat. Wchodząc do sklepu zawsze biegnie w stronę kwiatów, "mamusiu kup" - słyszę. Kończy się zwykle tak, że podchodzimy do kwiatów, a wszystkie powiędłe, brzydkie czasem gdzieś uchowa się jeden w miarę zdrowy, więc i tak zawsze wracamy z czekoladą :D. Tym razem było inaczej zabrała babcię na zakupy i wyrecytowała listę pt. " dla mamy na urodziny", o dziwo nie dostałam konika :D Oczywiście mogła w końcu kupić swojego upragnionego kwiatuszka i orzeszki pistacjowe, plus kilka innych drobiazgów. Dostałam kwiatka, laurki, a orzeszki trzymała mocno ściśnięte w rączce i pełna radości wykrzyczała, "hura, mogę już zjeść!!!" i zasiadła do swojej uczty. Potem było jeszcze lepiej, bo wymyśliła sobie czekoladki w foremkach, które do tej pory służyły raczej do lodu. Tak to już u nas jest, że Emi podrzuca pomysł, ja go ulepszam i razem tworzymy. Niesamowita jest ta dziecięca wyobraźnia, chyba nigdy nie przestanie mnie to zachwycać.W ten sposób powstały nasze pralinki, które natychmiast wywołują uśmiech, a cieszą tym bardziej, że wykonane są własnoręcznie.Poza tym dzieci uwielbiają malowanie pędzelkiem, całe mnóstwo zabawy dla każdego! Dodatkowo stanowią genialny pomysł na prezent, włożone do tekturowego pudełeczka lub zawinięte w przeźroczystą folię.



                  "Naprawdę silny jest ten, kto potrafi połamać całą tabliczkę czekolady i zjeść 
                   tylko jeden kawałek"
                                                 Judith Viorst

Pralinki czekoladowe z serkiem mascarpone 
(około 40 czekoladek)

Korpus czekoladowy:

* 400 g czekolady mlecznej lub gorzkiej, albo gotowej kuwertury

Nadzienie:

* 250 g serka mascarpone
* 250 g czekolady mlecznej
 opcjonalnie posiekane orzechy laskowe

Przygotowanie:

Nadzienie:

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, czekamy aż trochę przestygnie i dodajemy do serka mascarpone wraz z orzechami, jeśli używamy. Całość dokładnie mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia.

Korpus czekoladowy:

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej (miseczka włożona do garnka z gotującą się wodą). Miseczkę zabieramy, z garnka, zwykle gdy pozostają jeszcze malutkie cząsteczki czekolady i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Pędzelkiem  dokładnie rozprowadzamy  czekoladę na ściankach foremek, pozostawiamy około 15 minut w temperaturze pokojowej, po czym wkładamy do lodówki by czekolada stwardniała. Po 10 minutach wypełniamy schłodzonym kremem mascarpone i pamiętamy, by  zostawić trochę miejsca na warstwę czekolady, którą musimy zamknąć pralinkę. Przez 30 minut zostawiamy czekoladki w temperaturze pokojowej i na koniec wkładamy nasze arcydzieła do lodówki. Pralinki wyciągamy podobnie jak kostki lodu, choć zdecydowanie delikatniej. Widok jest piękny, ale nie trwa długo, bo czekoladki znikają w tempie ekspresowym!!!

Smacznego!!!