poniedziałek, 28 października 2013

Krem z cukinii z krewetkami


  Jeszcze trochę cukinii zostało w spiżarce. Nadszedł czas by wyjaśnić historię owej sesji zdjęciowej. Pole kukurydzy nijak się ma do cukinii, ale... Wyobraźcie sobie, że za tym poletkiem kukurydzy rośnie sobie właśnie cukinia, w końcu każdy skrawek ziemi trzeba wykorzystać. Tak więc by donieść cukinię do domu trzeba przedrzeć się przez owe pole kukurydzy. Niby nic, a  ubaw po pachy. Pamiętam z czasów dzieciństwa jak biegaliśmy po polach,  była świetna zabawa w chowanego i pies, który nigdy nie miał problemu z odnalezieniem kryjówki. Potem powrót do domu i babcia czekająca z pysznym obiadem, o którym marzyliśmy przez całą drogę. Tak było i teraz, po ciężkiej przeprawie, troszkę zgłodnieliśmy, poza tym jedna cukinia dziwnym trafem ucierpiała, a nie mogła się przecież zmarnować...



Krem z cukinii z krewetkami   

Składniki:

* 800 ml bulionu warzywnego (może być z
   kostki)
* 1 duża cukinia
* 2 średnie ziemniaki
* 1/2 cebuli
* 2 ząbki czosnku
* 2 łyżki masła
* 1 łyżka oliwy z oliwek
* 1 łyżka posiekanej mięty
* 1 łyżka mąki ziemniaczanej                                      
* 2 czubate łyżki jogurtu greckiego
* sól, świeżo zmielony czarny pieprz

Dodatkowo:

* opakowanie mrożonych krewetek (250 g)
* 80 g masła
* 4 ząbki czosnku
* sól do smaku
* bagietka

Przygotowanie:

Zaczynamy od bulionu. Jeśli mamy więcej czasu możemy przygotować go na bazie świeżych warzyw, jeśli jest  to ostatni dzwonek - wlewamy do rondelka 800 ml wody i gdy się zagrzeje wrzucamy kostkę mieszamy do rozpuszczenia i zawrzenia. Pora na cukinię i tu również trzeba uważać, jeśli skórka jest twarda, obieramy i wydrążamy pestki, jeśli zaś cukinia jest młoda całość kroimy w kostkę. Cebulę drobno siekamy, czosnek przeciskamy przez praskę i smażymy na maśle i oliwie, aż będą pięknie zeszklone, po czym dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki, a po kilku minutach dokładamy cukinię i smażymy jeszcze przez 4 minuty. Warzywa dodajemy do bulionu i gotujemy przez 15 minut.  W tym czasie przygotowujemy krewetki, na patelni topimy masło, dodajemy czosnek, po niecałej minucie wrzucamy krewetki i smażymy na średnim ogniu przez około 5 minut. Na koniec doprawić solą. Wracamy do zupy, pod koniec gotowania dodajemy miętę oraz mąkę wymieszaną z kilkoma łyżkami zimnej wody, zagotowujemy i odstawiamy z ognia. Jogurt rozprowadzamy, w kubku, z kilkoma łyżkami zupy, gdy składniki już się połączą mieszamy z zupą, doprawiamy solą i pieprzem i miksujemy blenderem.  Podajemy od razu, po dodaniu jogurtu zupy już nie zagotowujemy. Nakładamy krem do miseczek, na wierzchu układamy usmażone krewetki, ogonkami do góry. Do zdjęcia polałyśmy zupę śmietanką 30%, możemy  też podać z bagietką, którą moczymy w maśle pozostałym po smażeniu krewetek i zapiekamy przez kilka minut w piekarniku. Mniam!!!

Smacznego!!!!!



 











Fot. Piotr Kunc

czwartek, 24 października 2013

Placuszki z cukinii z serem feta

  Kolejny wpis poświęcony cukinii. Placuszki, pychotka. Zajadałyśmy je z Jolcią jak szalone. Uwielbiam placki ziemniaczane i dlatego pokusiłam się o wypróbowanie tych z cukinii. Są bardzo dobre i aromatyczne, ale ja pozostaję wierna tym ziemniaczanym, bo przecież Król może być tylko jeden :) Zwykle problemem jaki pojawia się przy ich robieniu jest to, że trzeba je szybko smażyć, bo robią się wodniste. Jednak i na to są sposoby, najlepiej cukinię zetrzeć, posypać solą i odstawić na sitku na jakieś 20 minut, a potem dokładnie odcisnąć. Na wszystko znajdzie się jakiś sposób, trzeba tylko próbować i nie zniechęcać się.  Jestem przekonana, że jak tylko ich spróbujecie, to będą częstym gościem na Waszym stole.


Placuszki z cukinii z serem feta

Składniki:

* 700 g startej na tarce cukinii
* 1 łyżeczka soli
* 2 duże jajka
* 4 ząbki czosnku
* 2 szalotki lub 1 średnia cebula
* 2 łyżki mleka
* 190 g mąki
* 1 łyżka posiekanej, świeżej mięty
* 1 łyżka posiekanego koperku
* 180 g sera feta
* sól i świeżo zmielony pieprz do smaku



Przygotowanie:

Cukinię myjemy, przecinamy na pół, wydrążamy środek i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Jeśli mamy młode cukinie, wówczas skórka nie jest twarda i możemy zetrzeć je w całości, w przypadku tych "przerośniętych" z grubą skórą, zdecydowanie najlepiej jest je obrać (można zostawić kilka zielonych paseczków). Następnie lekko solimy i odstawiamy na 20 minut, aby cukinia puściła soki, po czym dokładnie odciskamy. Szalotkę lub cebulę ścieramy na tarce o drobnych oczkach, czosnek przeciskamy przez praskę, dodajemy pokruszoną fetę, mleko, jajka, miętę i koperek Mąkę najlepiej dodawać partiami, mamy wówczas kontrolę nad gęstością, a masa powinna być taka jak ta na placki ziemniaczane, aby można było nakładać łyżką. Jeśli natomiast masa jest zbyt rzadka dodajemy więcej mąki, w przypadku gdyby wyszła zbyt gęsta ratujemy się kilkoma łyżkami mleka. Całość doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem (pamiętajmy przy tym, że feta sama w sobie jest słona, najlepiej po wymieszaniu wszystkich składników wziąć odrobinę masy na łyżeczkę i czubkiem języka sprawdzić, czy jest słone). Rozgrzewamy patelnię, najlepiej tę, na której smażymy naleśniki, na początku robię testowego placuszka by zobaczyć jak się przewraca. Jeśli napotykamy na trudności (placek się rozpada) po prostu dodajemy więcej mąki, sprawdzamy też jego smak i w razie potrzeby doprawiamy. Placki smażymy, aż będą dobrze wysmażone i rumiane. Podajemy z kleksem jogurtu lub sosem tzatziki i zajadamy się bez opamiętania :)
Możemy wzbogacić też nasze placuszki o pokrojony w słupki i usmażony boczek, pamiętajmy, że on też jest słony, więc sól można nawet pominąć albo dać tylko odrobinę. Tak usmażone placki kładziemy na blaszce przykrytej pergaminem, na placki dajemy plasterek pomidora i posypujemy startym parmezanem, ale może też być ser żółty starty na drobnych oczkach. Podpiekamy w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni C przez kilka minut, do czasu aż ser się stopi. Do tego również dodajemy mój ulubiony sos tzatziki (jogurt, majonez, czosnek, przyprawa tzatziki). Koniec postu, a ja zgłodniałam, chyba czas na dokładkę :)

Smacznego!!!












                                                        Fot. Piotr Kunc











niedziela, 20 października 2013

Tarta z kurkami


  Piękna, w intensywnie żółtym kolorze, lekko pieprznym smaku i o zapachu pobudzającym nie tylko apetyt, ale i wyobraźnię. Oprócz tych zalet jest jeszcze ważny szczegół, nie wymaga długiego gotowania. Dlatego... na grzyby, choć biorąc pod uwagę wczorajszy przymrozek chyba już nic z tego nie będzie :( Rano, jak zwykle spóźniona wsiadłam do autka i... musiałam skrobać szyby, ogromny był mój smutek. Całe szczęście piękny słoneczny dzień wynagrodził poranne rozczarowanie i każdy kto miał wolną sobotę wybrał się na wspaniały jesienny spacer do parku, albo nawet do lasu. Tak się składa, że nie znam się na grzybach, ale po lesie bardzo lubimy chodzić i jeśli jest z nami znawca tematu coś nawet znajdziemy. Śpiewamy sobie z Reni Jusis "kiedyś cię znajdę, znajdę cię, a w końcu znajdę jestem coraz bliżej wiem!" Wtedy nieoczekiwanie kurki same  spadają z nieba, ale w naszym zwariowanym świecie nikogo to nie dziwi. Z czegoś tartę trzeba było zrobić :) Tym bardziej, że jest naprawdę zacna i składają się na nią wszystkie moje ulubione smaki. Wbrew pozorom jesień potrafi być wspaniała i jeśli pogoda jest taka jak dziś i wczoraj, to przyznaję, że uwielbiam tę porę roku, i wszelkie jej dobrodziejstwa. Całe szczęście można kupić mrożone kurki i nawet zimą udaje się przywrócić odrobinę słońca.

Tarta z kurkami

 Składniki:

Ciasto:


* 1 i 1/4 szklanki mąki
* 1/4 łyżeczki soli
* 1/8 łyżeczki proszku do pieczenia
* 1/4 szklanki zimnego kremowego twarożku (może    być też  bardzo gęsta kwaśna śmietana)
* 1 żółtko
* 1 łyżka bardzo zimnej wody
* 1.5 łyżeczki białego octu winnego


Nadzienie:

* 6 cienkich plasterków boczku
* 5 posiekanych cebulek dymek, białe i zielone części
* 2 przeciśnięte ząbki czosnku
* 70-80 g kurek (małe w całości, duże pokrojone na kawałki)

* 1/2 łyżeczki posiekanej świeżej szałwii (około 1/3 łyżeczki suszonej)
* 1/2 łyżeczki świeżego tymianku ( może być suszony, 
   wówczas jest to ok. 1/3 łyżeczki)
* 3 łyżki suszonych pomidorów, osączonych z oliwy i pokrojonych
* 2 łyżki czerwonego wytrawnego wina
* 15 dag pokruszonego sera z niebieską pleśnią (roqueforta, gorgonzoli, rokpola)
* 1/4 szklanki orzechów włoskich lekko zrumienionych na patelni


Przygotowanie:

Ciasto: Łączymy wszystkie składniki ciasta, zagniatamy (możemy też wszystko zmiksować na mniejszych obrotach, a po połączeniu się składników całość zagnieść) i formujemy kulę. Zawijamy w folię i na 30 minut wstawiamy do lodówki.
Nadzienie: Wysmażamy boczek na małym ogniu, a na wytopionym tłuszczu szklimy posiekaną dymkę ( białe i zielone części), czosnek i kurki. Po 4 minutach dodajemy drobno pokrojone czerwone  pomidory, zioła i wino.Dusimy jeszcze 5-6 minut, aż płyn troszkę odparuje, a następnie studzimy, by nadzienie miało temperaturę pokojową. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C. W tym czasie formę na tartę o średnicy 26 cm smarujemy masłem. Ciasto rozwałkowujemy, na okrągły placek o średnicy ok 30 cm, wkładamy do formy tak by powstał rant o wysokości 3 cm, ale nie dociskamy o do brzegów formy. Następnie układamy masę grzybową, posypujemy pokruszonym serem i orzechami, po czym zawijamy brzegi ciasta, tak by częściowo przykryły nadzienie. Pieczemy 30 - 40 minut. powinno być ładnie zarumienione wyjmujemy z piekarnika i po 5 minutach podajemy na stół. Tartę można posypać  rukolą, albo rukolę wymieszać z przekrojonymi na pół pomidorkami koktajlowymi, uprażonymi orzeszkami, serem camembert lub tym z niebieską pleśnią jeśli coś nam jeszcze zostało, całość polać sosem ziołowym.
Smacznego!











  Przy okazji ostatniej wizyty w lesie, zdecydowanie zbyt późnej, to był najczęściej spotykany i najpiękniejszy widok. Choć wyskakująca z zarośli sarenka także na chwilkę pozwoliła nacieszyć oko :) To jest właśnie natura: dzika, piękna, nieprzewidywalna i smaczna :)


      
                               Fot. Piotr Kunc                                                     

środa, 16 października 2013

Czekoladowy sernik z malinami


   Czas, by zapoznać Was z sernikiem, który powala na łopatki, taki prawy sierpowy w kubki smakowe. Wierzcie mi ani trochę nie przesadzam, każdy kto spróbował, chciał jeszcze. Jeśli jesteście miłośnikami mocno czekoladowych smaków, to jest idealny dla Was. Ja rozpływam się z zachwytu ilekroć tylko o nim pomyślę, tego zdania jest też pewnie Olcia, której obiecałam to cudo. Sernik jest kremowy i bardzo syty, więc wystarczy jeden kawałek, ale rankiem następnego dnia budzicie się z myślą, fajnie byłoby gdyby w lodówce co nieco jeszcze zostało. Efekt jest prawie taki jak u Kubusia Puchatka z miodkiem, dla tego sernika można zrobić wszystko, nawet nie spać do 4 rano :) Tak naprawdę nawet nie jest trudny w przygotowaniu. Z niewielką pomocą zrobiła go już moja siostra i zaskoczyła wszystkich, nawet pytali gdzie kupiła taki sernik.  Trochę czasu zajmuje samo jego pieczenie, ale wówczas można zrobić tyle rzeczy, na przykład poćwiczyć, żeby załatwić trochę miejsca w brzuszku. Chętnie sama skorzystałabym z tej rady, bo ostatnio wyjątkowo dobrze idzie mi pochłanianie słodkości, ale to chyba przesilenie jesienne czy jakoś tak :D Przepis pochodzi z niezawodnej Kwestii Smaku, mistrzyni jeśli chodzi o serniki :)
   Jeśli chcecie oczarować gości to nie ma nad czym się zastanawiać!!!


Czekoladowy sernik z malinami   

Składniki:

Spód:


* 260 g czekoladowych ciastek z dziurką
* 100 g roztopionego masła
* 3 łyżki gorzkiego kakao

Masa serowa:

* 500 g gęstego twarogu sernikowego
* 500 g serka mascarpone
* 3 łyżki mąki ziemniaczanej
* 1 i 1/2 szklanki cukru
* 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub 2 łyżki cukru waniliowego
* 1/3 szklanki śmietany 30% (około 80 ml)
* 2 łyżki gorzkiego kakao
* 5 jajek
* 200  ciemnej czekolady

Mus malinowy:

* 1 mały błyskawiczny kisiel z kawałkami owoców
* 1/2 szklanki konfitury malinowej i kilka dodatkowych łyżek do wypełnienia wgłębień po upieczeniu
* 1/4 szklanki mrożonych lub świeżych malin

Polewa czekoladowa:

* 1/2 szklanki śmietany 30%
* 2 łyżki ciemnego kakao
* 100 g ciemnej gorzkiej czekolady ( może też być mleczna )

Dodatkowo:

* kilka malin do dekoracji
* tortownica o średnicy minimum 26 cm

Przygotowanie:

 Składniki na sernik powinny mieć temperaturę pokojową, dlatego należy je wcześniej wyjąć z lodówki.
Mus malinowy: Do kubka wlewamy 125 ml wrzącej wody,po czym wsypujemy i energicznie mieszamy kisiel, gdy jest już gotowy dodajemy konfiturę malinową  i jeśli posiadamy - 7 malin. Całość odkładamy na czas przygotowania masy serowej.
Spód: Najpierw należy pokruszyć ciastka, można to zrobić tłuczkiem. Do roztopionego masła dodajemy kakao, mieszamy do czasu aż nie będzie grudek, po czym całość wlewamy do pokruszonych ciastek i mieszamy. Dno i boki ( do 1/3 wysokości ) tortownicy wykładamy przygotowanym ciastem. Staramy się dokładnie dociskać łyżką, żeby nie było prześwitów. Wkładamy do lodówki na czas przygotowania masy serowej.
Piekarnik nagrzewamy do 175 stopni C (grzałki górna i dolna bez termoobiegu). Na dno piekarnika wstawiamy dwie foremki keksowe wypełnione (do 2/3 wysokości) wrzącą wodą.
Masa serowa: W kąpieli wodnej ( do rondelka wlewamy wodę do 1/3 wysokości, wkładamy do niego mniejszy garnuszek lub metalową miskę) rozpuszczamy czekoladę, co chwilkę mieszając.Zabieramy miseczkę z rondelka gdy czekolada już jest prawie płynna, ale pozostają jeszcze niewielkie kawałki czekolady. Jest ona ciepła, więc mieszając pozostałe jeszcze kawałeczki rozpuszczą się, a czekolada będzie idealnie błyszcząca.  Do miski dajemy twaróg, ser mascarpone, mąkę ziemniaczaną, cukier i cukier waniliowy. Mieszamy na najmniejszych obrotach miksera przez 3 minuty, do czasu aż masa będzie gładka. Uważamy, by masa się nie napowietrzyła, dlatego miksujemy delikatnie i jednostajnie. Odstawiamy masę i w tym czasie podgrzewamy śmietankę z kakao, wszystko mieszamy energicznie, żeby nie było grudek. Kiedy już uzyskamy gładką masę, dodajemy ją do masy serowej i miksujemy na małych obrotach miksera. Po połączeniu składników wbijamy kolejno jajka. Po każdym dodanym jajku miksujemy przez 30 sekund. Do całości dodajemy lekko ciepłą czekoladę i miksujemy, na małych obrotach. Masę wylać na przygotowany spód z ciasteczek i wyłożyć jedną porcję musu malinowego, nakładając po łyżeczce i zachowując odstępy. Sernik pieczemy przez 15 minut w piekarniku nagrzanym do 175 stopni C. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 120 stopni C i pieczemy przez 90 minut. W zależności od tego jaki mamy piekarnik radzę obserwować nasze ciasto, jeżeli poruszymy tortownicą i ciasto będzie się jeszcze przelewało można zwiększyć temperaturę do 180 stopni i piec kolejne 20 minut aż masa stężeje. Ja mam dość stary piekarnik gazowy i konieczne jest dłuższe pieczenie. Po upieczeniu wyłączamy piekarnik i studzimy sernik jeszcze 15 minut, dopiero po tym czasie lekko uchylamy drzwiczki piekarnika. Po całkowitym wystudzeniu sernika w powstałe zagłębienia nakładamy konfiturę malinową, albo możemy przygotować drugą porcję musu malinowego.
Polewa czekoladowa: Do rondelka wlewamy śmietanę, dodajemy kakao i mieszamy aż nie będzie grudek. Wstawiamy na palnik i na małym ogniu podgrzewamy, gdy masa będzie już ciepła dodajemy połamaną na kosteczki czekoladę. Mieszamy aż czekolada całkowicie się roztopi, studzimy, a następnie rozprowadzamy po powierzchni sernika. Jako ostatnie układamy maliny.  Zdejmujemy obręcz z tortownicy i wkładamy sernik do lodówki, najlepiej na całą noc. Wówczas najlepiej go nie przykrywać,  dopiero następnego dnia możemy go okryć folią aluminiową, o ile dotrwa...

Smacznego!!
















                                                           Fot. Piotr Kunc

poniedziałek, 14 października 2013

Wytrawna panna cotta z figami


  Byłam bardzo ciekawa tego smaku, lubię nowinki w kuchni, a przede wszystkim element zaskoczenia. Wszyscy zastanawialiśmy się jaki może być efekt takiej mieszanki smaków. Do 4 nad ranem męczyłam sąsiadów, powiem szczerze liczyłam na szybszy finał. Spokojnie panna cotta, nie zajmuje aż tyle czasu, najpierw piekłam sernik czekoladowy, ale o nim następnym razem, późno też zaczęłam. Jeśli chodzi o smak tego dania, ciekawy, coś innego i na pewno sos balsamiczny z figami jeszcze wykorzystam. Wytrawna panna cotta, w smaku zdecydowanie wyczuwalny kalafior, niestety nie wyszła mi tak zbita jak powinna, nie wiem jaka była tego przyczyna. Możliwe, że dałam za mało żelatyny, miałam problem z przeliczeniem listka żelatyny na żelatynę w proszku, ale może to być też niewłaściwe wymieszanie. Nie doczytałam, że można było żelatynę trochę podgrzać, po czym dodać do niej kilka łyżek powstałej masy, a dopiero wtedy dodać całość do kalafiorowej masy. Cóż człowiek uczy się na błędach... Poza tym następnym  razem zrobię ją w silikonowych foremkach, a najpierw poćwiczę na słodkiej pannie, bo do niej też nigdy wcześniej się nie zabierałam. Niemniej jednak połączenie tych smaków jest zdecydowanie trafione i na pewno warte wypróbowania, tylko trzeba zarezerwować dłuższą chwilkę i wspaniałe towarzystwo, z którym wszystko smakuje lepiej. Mus kalafiorowy zastygł, ale nie zrobiła się z niego taka fajna galaretka jak na zdjęciu w magazynie Kuchnia, skąd pochodzi przepis. Zajadany wprost z kubeczka smakował bardzo dobrze, a i zdecydowanie lepiej się prezentuje niż po nieudolnych próbach wyjęcia go z foremki. Smak niecodzienny, może wydawać się dziwny, ale dopóki nie spróbujecie nie przekonacie się.


 Wytrawna panna cotta z figami balsamico 
i szynką prosciutto

Składniki:

Panna cotta

* 40 g masła
* 240 g kalafiora (tylko różyczki)
* 1,5 szklanki wody
* 1 szklanka śmietany 36%
* 60 g świeżo startego sera bursztyn
   (lub parmezanu)
* 1,5 listka żelatyny (dałam 1,5 łyżeczki żelatyny)

Balsamiczny syrop z figami                                       

* 1 szklanka octu balsamicznego
* 2 szklanki wody
* 1 szklana cukru
* 18 - 24 świeżych fig

Dodatkowo:

* masło do wysmarowania foremek
* 18 plastrów szynki prosciutto





Przygotowanie:

Kalafiorowa panna cotta: Różyczki kalafiora podsmażamy na maśle. Następnie zalewamy wodą tak aby  przykryła kalafiora, w razie potrzeby można dolać więcej wody. Całość dusimy 30 minut do miękkości, a woda powinna prawie w całości wyparować. Wówczas do kalafiora dolewamy śmietankę i odparowujemy aż zostanie tylko połowa. Dodajemy ser, mieszamy i zdejmujemy z ognia. Żelatynę namaczamy przez 5 minut w zimnej wodzie( dałam ok 4 łyżki), aby lepiej się rozprowadziła można ją delikatnie podgrzać. Kalafiora wraz z sosem zmiksować na puree, 2 łyżki masy dodać do żelatyny i wymieszać, a następnie dodać do pozostałej masy. Foremki smarujemy masłem, wylewamy mus i wkładamy do lodówki na minimum 4 godziny, ale najlepiej na całą noc.
  Syrop balsamiczny z figami: W rondelku na małym ogniu przez 10 minut gotujemy syrop z octu,wody i cukru. Figi układamy w naczyniu żaroodpornym, zalewamy syropem, przykrywamy i pieczemy godzinę w 130 stopniach. Po wyjęciu studzimy i wkładamy do lodówki, przynajmniej na 4 godziny.
  Na talerzyk o ile się da wykładamy panna cottę, jeśli nie, zostawiamy w kokilce, układamy po 3 plastry szynki i polewamy sosem i łączymy na łyżce wszystkie smaki.

Smacznego!!






Fot. Piotr Kunc

niedziela, 13 października 2013

"Strudel z jabłkami"


  Czasem zdarzają się takie dni, kiedy nie mam ochoty na nic. Czuję zbliżające się przeziębienie i najchętniej przeleżałabym cały dzień w łóżku... marzenie. Emilka zaraz znajdzie świetny sposób na rozruszanie, a ja czuję się jakby moja dusza chciała opuścić ciało i schować się w jakiś cichy kącik, a ciało... niech sobie radzi. Podobno faceci są mega uciążliwi, gdy rozbiera ich jakieś choróbsko, chyba mam tak samo tylko nie mam komu ponarzekać... hehe. Nie znoszę tego okropnego samopoczucia, chciałabym wziąć tabletkę i od razu odzyskać siły. Ta ciągła bezsilność, chyba męczy jeszcze bardziej. W taki dzień jak ten mam ochotę na odrobinę przyjemności, na coś co wywołuje miłe wspomnienia i jest słodkie. Strudel kojarzy mi się z Pragą, tam jadłam jednego z najlepszych. Zakochałam się w tym mieście i z pewnością jeszcze tam wrócę. Pomimo iż jest oblegane przez turystów, jest w nim taki czar, że wcale się tego nie odczuwa. Niektóre miejsca mają właśnie taki niepowtarzalny urok, który się wspomina i za którym się tęskni. 
  Mój strudel jest trochę oszukany, bo ciasto nie przypomina tego oryginalnego strudlowego, ale gdy tylko mam chandrę i gorszy dzień działa jak balsam. Poza tym nie muszę siedzieć zbyt długo w kuchni, by móc cieszyć się niesamowitą chwilą przyjemności i odprężenia. Z reguły do całego zestawu dodaję jeszcze bitą śmietanę, choć (niestety) w tym momencie nam zabrakło, ale lodzik w zupełności wystarczył.
   W sezonie jesiennym, gdy jabłek mamy pod dostatkiem, nie ma co się nawet zastanawiać. Uważam, że ciasto francuskie to świetny wynalazek, który na stałe zadomowił się w mojej lodówce. Zawsze jest pod ręką gdy trzeba zrobić coś szybkiego, a szczególnie gdy nie chce mi się zagniatać ciasta kruchego. Wracając do strudla, praca przy nim ogranicza się do obrania, pokrojenia i podsmażenia jabłek.  Reszta to już tylko kwestia wyciągnięcia gotowych składników i można przeganiać choróbsko. Zapach cynamonu każdego postawi na nogi, chyba, że są tacy, którzy go nie lubią. Wtedy muszą sięgnąć po swój, sprawdzony przepis na złe samopoczucie. Ciekawa jestem czym Wy ratujecie się w takie dni?



Strudel z jabłkami

Składniki:

* 1 opakowanie ciasta francuskiego
* 6 średnich jabłek
* ½ szklanki rodzynek (sułtanki)
* ½ szklanki wina, rumu lub ciepłej wody
* przyprawa do szarlotki
* 3 łyżki brązowego cukru, może być zwykły
* 1 jajko
* opakowanie lodów śmietankowych lub
   waniliowych

Przygotowanie:

  Rodzynki zalewamy i moczymy przez 5 minut w ciepłej wodzie. Jeśli moczymy w rumie lub winie, czas nie gra roli, im dłużej tym lepiej. Jabłka, najlepiej twarde i winne, obieramy wycinamy gniazda i kroimy w kostkę. Na patelnię wrzucamy pokrojone jabłka, wsypujemy odsączone rodzynki, dodajemy przyprawę do szarlotki i brązowy cukier. Wszystko mieszamy i podsmażamy około 8 minut na średnim ogniu. Pamiętajmy o mieszaniu, żeby jabłka nie przywarły do patelni.Uwaga, jabłka nie powinny rozwalać się podczas smażenia, dlatego najlepiej wybrać te twarde. Jeśli takich nie posiadamy, najlepiej skrócić czas podsmażania. Blaszkę najlepiej wyłożyć papierem do pieczenia, ułatwi to wyciąganie ciasta. Rozwijamy ciasto francuskie, dobrze jest ułożyć je od razu na blaszce. Gotowy farsz jabłkowy wykładamy na ciasto zostawiając około 2 centymetry z każdej strony, żebyśmy mogli swobodnie zawinąć. Robimy to w taki sposób jak krokiety, dłuższe boki zakładamy na farsz, a krótsze rolujemy jak na zdjęciu. Jajko należy rozbełtać i przy użyciu pędzelka, a jeśli nie posiadacie, przy pomocy widelca posmarować wierzch ciasta. Pieczemy 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Najlepiej zaglądać, strudel ma mieć złoty kolor, wtedy jest gotowy do konsumpcji. Najlepszy jest ciepły z dodatkiem gałki loda i bitą śmietaną.
Smacznego!!










Fot. Piotr Kunc



czwartek, 10 października 2013

Miejski szyk



   Tym razem może napiszę kilka słów o modzie, a raczej o tym czym ona dla mnie jest. Podążanie za modą, ale po co? Na to pytanie musimy odpowiedzieć sobie sami. Przecież jakoś trzeba nakręcać gospodarkę? To chyba rozsądne wytłumaczenie, szczególnie gdy w szafie ląduje kolejna para spodni różniąca się od pozostałych kolorem lub dodatkiem zamka. Śmiać mi się chce, kiedy widzę te wszystkie "ekspertki od mody". Kupuję czasem jakąś gazetkę, zwykle dla przepisu, ale jest to przeważnie tygodnik o modzie. Kilka fantastycznych znawczyń ocenia wielkie celebrytki. Jak można to założyć, nic do siebie nie pasuje itd.... Rok później to samo ubranie jest hitem jesieni, o co kaman? Jeszcze trochę i sami się w tym wszystkim pogubią, a najgorsze, że są inni, którzy kierują się takimi osądami, ba! Czasem są jeszcze mądrzejsi. Pamiętam dawno, dawno temu kiedy nie miałam tylu ubrań co teraz, założyłam spodnie w kratkę, bluzkę w paski, co było nie do pomyślenia i od razu spotkało się to z krytyką. Olałam to, bo lubiłam ten zestaw i czułam się w nim dobrze. Kilka lat później było to już modne.Wyprzedzałam trendy?! Nie, to jest właśnie ta narzucana z góry moda, w jednym sezonie można coś założyć, a kilka sezonów później jest to określane mianem kitu i rzeczywiście czasem tak bywa. Przykładem są białe skarpetki do czarnych spodni i wiele innych modowych trendów. Chyba sami twórcy przekonali się,że to nie wypada. Rzeczywiście, są przypadki, kiedy ktoś tak wymyśla, że uda mu się przesadzić i uwagi stylistów są jak najbardziej na miejscu. Prawda jest taka, że każdy z nas ma swój własny styl, jedni wygodny - sportowy, inni stawiają na klasykę, a jeszcze inni lubią zaszaleć, połączyć jedno z drugim, inni natomiast ciągle szukają. Najważniejsze to czuć się swobodnie, bo przecież strój ma wyrażać nas. Tak już jest, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wytknie nas paluchem, bo jemu to nie pasuje, ale znajdzie się też kilka innych osób, które powiedzą 'wow'! Bywają ludzie, którzy mają problem z łączeniem różnych elementów stroju, ale bez kombinowania nic się nie osiągnie. To co przydałoby się kilku wymądrzającym osobom to tolerancja i czasem krytyczne spojrzenie we własną stronę. Każdy miał w swoim życiu okres poszukiwań, wystarczy sięgnąć do starych zdjęć. Moda ciągle ewoluuje, ale pewne elementy pozostają niezmienne. Dzięki niej mijamy ciekawych ludzi na ulicy, czasem popatrzymy z podziwem i podpatrzymy, a czasem uśmiechniemy się, bo ręce opadają. Mamy czasy, gdy kobieta zakłada sukienkę różnej długości, ale gdy tego potrzebuje sięga też po spodnie, doceńmy to i bawmy się naszym strojem, bo moda  jest dla nas, a nie my dla niej. Nie dajmy się zwariować!
    Mamy już piękną jesień. Jest to pora roku, gdy nie jest jeszcze tak zimno by nosić ciężkie, grube kurtki, ale nie jest już też tak ciepło, by biegać w krótkim rękawku, za czym tęsknię. Choć uwielbiam założyć gruby sweter i troszkę się zagrzać, szczególnie gdy za oknem szaro, i ponuro, a do tego pada deszcz. Powoli zaczynamy ubierać się na cebulkę, ostatnio bardzo to lubię. Do zestawu ze swetrem można dodać koszulę jeansową i kurtkę typu "parka". My wykorzystałyśmy jeszcze piękną pogodę i jest zdecydowanie lżej. Teraz jest najlepszy moment na kapelusze. Moje czekały 2 lata, aż się przekonałam i wpadłam na to z czym je łączyć. Poza tym jeśli jeździ się autem do pracy, to nawet nie ma kiedy je wykorzystać. Kapelusz miodowy jest męski, ale jakie to ma znaczenie? Nie bójmy się próbować, przecież może z tego wyjść coś fajnego i niepowtarzalnego. Jak widać na zdjęciach każda z nas ma swoją stylówę. Założyłyśmy to, w czym czułyśmy się dobrze i co do nas pasuje.
    Fajnie jest widzieć na ulicy ludzi zadowolonych, którzy nie boją się pokazać swojego ja i którzy nie boją się eksperymentować. Ludzie zawsze gadali i zawsze gadać będą, to jest to co nigdy się nie zmieni, ale... No właśnie przecież każdemu z nas podoba się coś innego i to my mamy w tym czuć się dobrze, a każdy ma prawo do własnego zdania, trzeba tylko mieć dystans do siebie, nikt nie jest idealny i każdemu zdarza się wpadka, nie tylko modowa....
   Czymże byłaby moda i dobry przepis bez odpowiedniego zdjęcia, a co najważniejsze bez świetnego fotografa?  Zdjęcia do bloga to zawsze świetna zabawa, mnóstwo pracy, radości i przyjemności. Oprócz gotowania, są też spotkania, podczas których degustujemy, a nawet czasem pojawia się pytanie " kiedy w końcu zjemy jakiś konkret?" i wtedy jest! Danie dnia, które rozwala wszystkich na łopatki. Uwielbiam ten moment. Jednak gdyby nie fotograf, którym jest Piotr Kunc, nie byłoby takich efektów na blogu, bo przecież zdjęcia są tym co przyciąga uwagę. Może być nawet najlepsze danie, ale co to da jeśli zdjęcie jest kiepskie? Sama wiem, że zaglądam tylko na potrawy, które mają fajną fotkę, dopiero potem sprawdzam przepis. Choć podobno nie ocenia się książki po okładce...










Fot. Piotr Kunc