sobota, 28 grudnia 2013

Ciasteczka "Guziczki"

Delikatne, kruche w sam raz na kęs, albo nawet kilka kęsów :) Sama boję się tego o czym piszę, wszystko niby na kęs, a potem znów trzeba rozważać każdą dodatkową czekoladkę, ale czymże byłoby życie bez odrobiny przyjemności? Jak powstrzymać się, gdy te  ciastka tak pięknie się prezentują? Podobnie sprawa ma się z wyprzedażami, szafa pęka w szwach, ale zawsze pojawi się coś, co muszę mieć. Choroba? Pocieszam się, że nie jestem osamotniona, ale jak powiedzieć sobie "nie"? Przecież ten sweter jest taki piękny. Czy Wy też wpadliście w wir wyprzedażowych zakupów? Czasem mam wrażenie, że ludzie kupują, żeby tylko kupić, bo przydałoby się coś nowego, bo mam chandrę, bo koleżanka ma to i ja potrzebuję, bo... Nasuwają się setki różnych wytłumaczeń. Jedno jest pewne, każda z nas chce wyglądać pięknie i jeśli przy okazji poprawimy sobie humor, to czemu nie zaszaleć? Tylko oczywiście z umiarem :)


Ciasteczka "Guziczki"               


Składniki:

* 30 dag mąki
* 20 dag masła
* 3 zółtka
* 250 ml śmietany 18 %
* szczypta soli

 
Beza:

* 2 białka
* odrobina soli
* 20 dag cukru pudru

Dodatkowo:

* kolorowe cukierki


Przygotowanie:

 Na stolnicę wysypujemy mąkę dodajemy masło i siekamy do czasu, aż powstaną grudki. Następnie dodajemy żółtka, śmietanę i szczyptę soli. Całość zagniatamy, jeśli ciasto będzie za gęste można dodać więcej śmietany, a jeśli za rzadkie, podsypujemy mąką. Odstawiamy do lodówki minimum na 2 godziny, ale najlepiej na całą noc.
Do białek dodajemy odrobinę soli i miksujemy,  po czym stopniowo wsypujemy cukier puder. Ciasto wałkujemy i wycinamy kieliszkiem guziczki. Układamy łyżeczką bezę i posypujemy kolorowymi cukiereczkami. Pieczemy 15-20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

Smacznego!!!



czwartek, 26 grudnia 2013

Ciasteczka drożdżowe

Kolejny przepis na ciasteczka, również idealne do podjadania. Stół pełny, pozycja leżąca i nic tylko trenuję mięsień dwugłowy ramienia, dobre i tyle. W tle romantyczne świąteczne filmy z happy endem. Idealnie, czasem potrzeba takich dni. Cieszmy się zatem czasem spędzonym z rodziną, z najbliższymi, bo te chwile naprawdę warto zapamiętać. Choć schemat wieczoru wigilijnego pozostaje od lat taki sam, to emocje nam towarzyszące już nigdy nie są do odtworzenia. Chwila, kiedy znikają wszelkie troski, a w sercu rozbrzmiewa radość. Emilka z roku na rok zaskakuje mnie coraz bardziej, jest coraz starsza, coraz więcej wie i umie, to dzięki niej wszystko wygląda inaczej, piękniej. Z innej strony podchodzę do Świąt, wiele trzeba jej pokazać, wytłumaczyć.  Nawet nie martwi brak śniegu, choć bez wątpienia wtedy byłoby idealnie. Obraz jaki  pamiętam z dzieciństwa. Siedziałyśmy w oknie i wyczekiwałyśmy pierwszej gwiazdki, bo dopiero wtedy mogliśmy zasiąść do stołu. Wokół było pełno śniegu, bałwan stał przed oknem, a po niebie przemykał Mikołaj, choć było widać tylko ślady sań jakie pozostawały wśród gwiazd. Fajnie w tej gonitwie zatrzymać się na chwilę i przypomnieć sobie co jest tak naprawdę ważne...

http://www.youtube.com/watch?v=5wqxvTTve7s

Ciasteczka drożdżowe

Składniki:

* 75 dag mąki
* 25 dag smalcu
* 25 dag margaryny
* 3 jajka
* 1 szklanka śmietany
* 5 dag drożdży
* szczypta soli




Przygotowanie:

Margarynę, smalec, mąkę siekamy nożem do czasu aż powstaną grudki. Drożdże rozrabiamy ze śmietaną. Następnie dodajemy całe jajko, dwa żółtka, szczyptę soli i szybko zagniatamy. Wstawiamy na dwie godziny do lodówki, potem wyciągamy porcjami taką ilość, aby wystarczyła na blaszkę. Wałkujemy tak jak ciasto na pierogi i wykrawamy różne wzory. Białka należy roztrzepać widelcem i z jednej strony maczamy ciastka, a potem w cukrze (może też być brązowy i można posypać posiekanymi orzeszkami). Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 15-20 minut, grzanie góra- dół. Z podanych porcji wychodzą 3 duże blaszki ciastek.

Smacznego!!!






Karbowane ciasteczka

Spóźnione, ale pewnie jeszcze się przydadzą, niestety nie było czasu na pisanie. Dobrze, że chociaż zdjęcia udało się pstryknąć. Przecież ciasteczka są idealne do podjadania. Bez dwóch zdań, ewidentnie wciągające, dlatego kto może niech zajada :D. Święta w trakcie, choć niestety coraz bardziej zbliżają się ku końcowi. Co dobre szybko się kończy.  Wigilia, to dla mnie wyjątkowy wieczór, choć tradycyjnie przypominający ten zeszłoroczny, a i dwa lata temu tak było, z resztą jak daleko sięgam pamięcią zawsze ten sam schemat. Wspaniałe chwile, lubię tą powtarzalność, ten jeden wieczór w roku zawsze może wyglądać tak samo.Wspominaliśmy, jak fajnie było, gdy wszyscy czekaliśmy na choinkę pachnącą lasem i na ten moment, gdy w końcu mogliśmy ją przystroić. Rozmowy, prezenty pod choinką i sporo fałszu przy kolędowaniu, ale co tam, kto by się przejmował, gdy wokół tyle radości. Różna jest tylko liczba uczestników, ale tych których już nie ma na zawsze zachowamy w pamięci i we wspomnieniach :D.

Karbowane ciasteczka                                     

Składniki:

* 50 dag mąki tortowej
* kostka masła lub margaryny
* niepełna szklanka cukru pudru
* jedno żółtko
* jajko
* 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Przygotowanie:

Mąkę wysypujemy na stolnicę dodajemy drobno posiekane masło. Wszystko siekamy nożem, aż z margaryny i mąki utworzą się grudki. Dodajemy cukier puder, jajko, żółtko i proszek do pieczenia. Zagniatamy ciasto. Na maszynkę do mielenia mięsa nakładamy specjalną blaszkę do ciastek. Do maszynki wkładamy porcjami ciasto i przepuszczamy przez blaszkę odcinając równej długości ciasteczka. Układamy na wyłożonej pergaminem blaszce. Pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do temp. 180 stopni. Gotowe ciasteczka możemy oblać do połowy czekoladą, posmarować marmoladą lub oprószyć cukrem pudrem. U nas są oblane czekoladowym lukrem i posypane orzeszkami.

Smacznego!!







sobota, 21 grudnia 2013

Likier kawowy

Cóż mogę powiedzieć, jest wciągający... Po raz pierwszy zrobiłam go w prezencie mikołajkowym i od tego czasu stale gości w barku :) Trafiłam w końcu w swój gust, no przynajmniej w tej dziedzinie hehe. Na jego korzyść zdecydowanie przemawia czas wykonania, a co najważniejsze nie ma w nim  nic trudnego. Dla porównania, wzięłam się też za likier kokosowy  i tu mnie lekko poniosło. Była opcja łatwiejsza, ale podeszłam ambitnie do tematu i postanowiłam zrobić taki z dodatkiem wiórków kokosowych, błąd. Choć mimo wszystko mam nadzieję, że smak mnie powali. Skusiła mnie też możliwość wykorzystania wiórków do zrobienia trufli, w tym przypadku jedno jest pewne- będą miały moc. Dlaczego marudzę? Otóż wiórki napęczniały i zamiast przelewania (jak to sobie wyobrażałam) będzie wyciskanie, już na samą myśl mam dość. Czasem nie warto być nadgorliwym, a może miło się zaskoczę?
Idealnie się sprawdzi na spotkanie babskie. Najlepiej od razu zrobić  kilka butelek :) Jeśli ktoś jeszcze nie ma pomysłu na prezent, to jest strzał w 10 :). Przepis pochodzi z niezawodnej Kwestii Smaku. Cóż mogę rzec, czekam na książkę z przepisami autorki tego bloga, gdyby takowa się pojawiła nie zawahałabym się ani sekundy nad jej kupnem. Podaję przepis oryginalny plus moje zmiany.


Likier kawowy                                                       


Składniki:

* 200 ml mocnej kawy (około 4-5 espresso)
   zrobiłam w kubku 500 ml, pół kawy na pół
   wody
* 200 g cukru
   dałam 50 g ciemnego brązowego cukru
   muscovado i 150 g cukru białego
* 80 ml spirytusu 95%
   dałam 100 ml








Przygotowanie:

Banalnie proste :D
Zaparzamy kawę, odstawiamy do wystudzenia, najlepiej kilka godzin.Kawę przelewamy do garnka, dodajemy cukier i rozpuszczamy mieszając. Po ostudzeniu dodajemy spirytus, mieszamy i przelewamy do butelki. Najlepszy jest schłodzony, ale nie ma potrzeby trzymania go w lodówce.

 ZDRÓWKO!!



piątek, 20 grudnia 2013

Śledzik lubi pływać...

Okres Bożego Narodzenia, to czas kiedy jest wzmożone zapotrzebowanie na śledzie. Zapewne każdy ma swój sprawdzony przepis, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by dorzucić do tego zestawu coś nowego. Tak więc dziś pojawi się u mnie nasz tradycyjny przepis na śledzie w occie, ale... to dopiero początek. Zapewniam, że to na pewno nie koniec, bo mam ogromną ochotę wypróbować jeszcze kilka innych pozycji, o czym chętnie doniosę przy kolejnych wpisach. Jestem przekonana, że pomysły na śledzie przydadzą się również przy okazji prywatki sylwestrowej, nie ma to jak przyjemna zagryzka :).
Również zdjęcia, są w troszkę innym klimacie i tutaj chciałabym bardzo podziękować za udostępnienie miejsca i sprawdzenia się w tak niecodziennych warunkach. Nie było tak jak sobie wymyśliłam, zdjęcia to zawsze improwizacja, nawet jeśli na coś jest gotowy scenariusz i tak wychodzi inaczej. Swoją drogą wielki szacun dla modelek, one muszą się namęczyć, a przy tym niewiele jedzą hehe. Jak można przez pół godziny trzymać śledzia pod nosem i go nie zjeść? Mówię Wam, nie da się!  Najważniejsze to dobrze się bawić, może następnym razem spina będzie mniejsza.
A tymczasem zachęcam do odwiedzenia bardzo fajnego miejsca http://www.schodydonikad.pl/

Śledzie w occie

Składniki:

* 80 dag wymoczonych filetów śledziowych
* 2 szklanki wody
* pół szklanki octu
* 2 łyżki cukru
* szczypta soli
* 3 cebule
* około 2 łyżeczki gorczycy
* 3 listki laurowe
* 4 ziarenka ziela angielskiego
* 3 ziarenka pieprzu

Przygotowanie:

 Filety należy opłukać i pozostawić 2 godziny zalane wodą. Do rondelka wlewamy wodę, dodajemy cukier, szczyptę soli i przyprawy. Całość zagotowujemy i dorzucamy pokrojone cebule (dzielimy je na pół, a następnie kroimy w średniej grubości plastry). Gdy cebula  zmięknie, po ok 10 minutach, dodajemy ocet i po zawrzeniu odstawiamy do całkowitego ostygnięcia. Śledzie można pokroić w grubsze paski,zwinąć w ruloniki, albo włożyć w całości. U nas są one w całości, układamy je w słoiku i zalewamy marynatą. Na dwa dni lądują w lodówce, a potem znikają w mgnieniu oka :)











                                                         Fot. Piotr Kunc

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rogaliki drożdżowe mojej mamy

Nie wiedzieć kiedy, znowu nadeszło Boże Narodzenie. Z każdym dniem coraz bardziej zbliżamy  się do tego wyjątkowego wieczoru, kiedy to mnóstwo jest w każdym z nas ciepła, miłości, serdeczności. Powoli czas zacząć świąteczną krzątaninę w kuchni, pokazać najbliższym jak są dla nas ważni, bo przecież jedzenie zbliża ludzi. Jako pierwsze pojawiają się  ciasteczka. Nie wiem, ile z nich doczeka do świąt, ale chyba lepiej jeść po troszkę niż wszystko jednego wieczoru :D. Poza tym najważniejsze to jakoś rozłożyć sobie te przygotowania, aby w dzień Wigilii nie padać ze zmęczenia, a wręcz przeciwnie móc cieszyć się chwilami spędzonymi z rodziną. Czasem wystarczy kilka sprawdzonych potraw, które wszyscy uwielbiają i na które czekają cały rok, aby zobaczyć uśmiech na twarzy, łezkę wzruszenia.
Rogaliki są najlepsze jeszcze ciepłe. Moje łakomstwo nie zna granic, nigdy nie czekam aż wystygną i zawsze kończę z poparzonym językiem, ale co mi tam. Jak wytrzymać gdy w kuchni roznosi się taki zapach? Mogę spokojnie zabrać się za pisanie, szklaneczka mleka i rogaliki, ach...

Rogaliki drożdżowe
(dwie duże blachy, około 80 rogalików)

Składniki:

* 1 kg mąki
* 14 dag drożdży
* łyżki cukru
* cukier waniliowy
* 4 jajka
* 2 margaryny
* 250 ml śmietany kwaśnej 18 %
* 2 słoiczki powideł (u mnie domowe)
* roztrzepane 1 jako do posmarowania
* cukier puder do posypania

Przygotowanie:

Przygotowujemy rozczyn. Drożdże rozcieramy z 4 łyżkami cukru dodajemy śmietanę i roztopioną przestudzoną margarynę, wszystko dokładnie mieszamy, najlepiej drewnianą łyżką. Drożdże nie lubią metalu. Do przesianej mąki dodajemy jajka i rozczyn, wszystko wyrabiamy ręką lub mikserem zaopatrzonym w haki, aż do połączenia składników. Z jednolitej masy formujemy kulę, owijamy w folię spożywczą i na 2 godziny wkładamy do lodówki. Odrywamy po kawałku i wałkujemy nasze ciasto, tak aby powstało koło wielkości dużego talerza, dzielimy je na 8 części. Powstają nam trójkąciki, na środek każdego z nich rozsmarowujemy cienką  warstwę powideł i rolujemy zaczynając od zewnątrz, czyli od podstawy trójkąta. Tak zwinięte rogaliki smarujemy roztrzepanym jajkiem. Wstawiamy na 20 minut do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Rogaliki powinny mieć piękny złoty kolor. Po przestygnięciu posypujemy cukrem pudrem, można polać roztopioną czekoladą, albo lukrem.

Smacznego!!!!


`


środa, 11 grudnia 2013

Zupa krem z dyni

   A może dyniowa? Szybka, łatwa i bardzo przyjemna. Choć powiem szczerze, że najbardziej czasochłonne jest obieranie dyni, ale później cała reszta to już tylko i wyłącznie przyjemność. Dyniowa niespodzianka w środku zimy, piękny kolor i imbir sprawiają, że całe ciało ogarnia nieoczekiwane uczucie ciepła i radości. Dla takiej chwili warto dłużej posiedzieć w kuchni, obrać dodatkową dynię, zetrzeć na tarce o grubych oczkach, albo pokroić w kostkę, wrzucić do woreczka lub pojemnika zamrozić i wyciągać gdy tylko przyjdzie ochota. Trzeba uważać, żeby nie przesadzić z imbirem, bo choć porządnie rozgrzeje, to samo jedzenie może być dość męczące. Najlepszym dodatkiem jak dla mnie były grzanki czosnkowe, jeszcze lepiej podkreśliły smak kremu.
  Jeśli mówię dynia na myśl przychodzi mi Kopciuszek i karoca w jaką się zmieniła... Niestety, mimo usilnych prób, nigdy nie udało mi się uzyskać takiego efektu. Prędzej zamienię Emilkę w Księżniczkę. W zasadzie dopiero od dwóch lat  zajadam się dynią i jeśli kojarzy mi się z dzieciństwem to tylko i wyłącznie przez pestki, i nocne wyprawy na pola dyniowe. Co jakiś czas pojawiały się u nas w ogródku, ale nikt jej nie jadł. Tworzyliśmy potwory, suszyliśmy pestki, a cała reszta szła na zmarnowanie i to w czasach gdy półki sklepowe świeciły pustkami, aż żal. Teraz to wspaniałe warzywo na stałe zagościło w naszym ogródku i na naszym stole, a i bez problemu znajduje się dla niej miejsce w zamrażarce.
Olbrzymia dawka koloru i witamin, szczypta pikanterii, wszystko to sprawia, że ten wspaniały posiłek poprawi nawet najgorszy humor i wspomoże naszą odporność. Do dzieła!!!

Zupa dyniowa

Składniki:

* 1 litr rosołu lub wywaru z warzyw (wraz z
    marchewką i porem)
* 800 g surowej dyni ( obranej i pokrojonej w
   kostkę)
* 2 duże ziemniaki
* cebula pokrojona w kostkę
* 3 ząbki czosnku
* 1 łyżeczka przyprawy curry                                
* około 1 cm korzenia imbiru                                               Fot. Piotr Kunc
* połowa małej papryczki chili
* sól
* pieprz
* cukier
* 4 łyżki oliwy

Dodatkowo:

groszek ptysiowy, grzanki (najlepsze czosnkowe), uprażone pestki dyni + 1 łyżka śmietany...


Przygotowanie:

Dynię  kroimy na mniejsze części i obieramy, a następnie kroimy w kostkę. Na oleju podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę, a gdy już zmięknie dorzucamy czosnek, a następnie pokrojoną w kostkę dynię, ziemniaki, papryczkę chili, starty imbir i curry . Całość  podsmażamy około 10 minut po czym dodajemy do bulionu. Z  przygotowanego wcześniej wywaru zostawiamy marchewkę i  pora. Jeśli korzystamy z gotowego bulionu wówczas marchewkę i białą część pora dodajemy do podsmażenia wraz z dynią i ziemniakami. Gotujemy około 30 minut, aż warzywa będą miękkie. Wszystkie składniki miksujemy do czasu, aż zupa nabierze konsystencji kremu. Na koniec doprawiamy solą i pieprzem i dorzucamy wybrany dodatek.

Smacznego!!!!











poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pralinki z nadzieniem z sera mascarpone

 Post powstał z niewielkim opóźnieniem, bo urodziny już  dawno za mną, ale pozostają najpiękniejsze wspomnienia. Pamiętam jak mówiłam, "dzieci?! nie ma mowy, to nie dla mnie!". Życie jednak płata figle i odkąd Emilka pojawiła się w moim życiu, każdy dzień spędzony z nią jest niesamowity, a ona sama zaskakuje mnie coraz bardziej.  Uwielbiam to, że dzięki niej, łzy w moim życiu pojawiają się tylko w wyniku wzruszenia, albo wszechogarniającego śmiechu. Najwspanialsze uczucie jakiego można doświadczyć to miłość dziecka, taka bezwarunkowa, idealna. Przy okazji urodzin  to Emi  miała największą frajdę, oprócz tego, że wszystkim opowiadała o moich urodzinach to udało jej się w końcu kupić doniczkowy kwiat. Wchodząc do sklepu zawsze biegnie w stronę kwiatów, "mamusiu kup" - słyszę. Kończy się zwykle tak, że podchodzimy do kwiatów, a wszystkie powiędłe, brzydkie czasem gdzieś uchowa się jeden w miarę zdrowy, więc i tak zawsze wracamy z czekoladą :D. Tym razem było inaczej zabrała babcię na zakupy i wyrecytowała listę pt. " dla mamy na urodziny", o dziwo nie dostałam konika :D Oczywiście mogła w końcu kupić swojego upragnionego kwiatuszka i orzeszki pistacjowe, plus kilka innych drobiazgów. Dostałam kwiatka, laurki, a orzeszki trzymała mocno ściśnięte w rączce i pełna radości wykrzyczała, "hura, mogę już zjeść!!!" i zasiadła do swojej uczty. Potem było jeszcze lepiej, bo wymyśliła sobie czekoladki w foremkach, które do tej pory służyły raczej do lodu. Tak to już u nas jest, że Emi podrzuca pomysł, ja go ulepszam i razem tworzymy. Niesamowita jest ta dziecięca wyobraźnia, chyba nigdy nie przestanie mnie to zachwycać.W ten sposób powstały nasze pralinki, które natychmiast wywołują uśmiech, a cieszą tym bardziej, że wykonane są własnoręcznie.Poza tym dzieci uwielbiają malowanie pędzelkiem, całe mnóstwo zabawy dla każdego! Dodatkowo stanowią genialny pomysł na prezent, włożone do tekturowego pudełeczka lub zawinięte w przeźroczystą folię.



                  "Naprawdę silny jest ten, kto potrafi połamać całą tabliczkę czekolady i zjeść 
                   tylko jeden kawałek"
                                                 Judith Viorst

Pralinki czekoladowe z serkiem mascarpone 
(około 40 czekoladek)

Korpus czekoladowy:

* 400 g czekolady mlecznej lub gorzkiej, albo gotowej kuwertury

Nadzienie:

* 250 g serka mascarpone
* 250 g czekolady mlecznej
 opcjonalnie posiekane orzechy laskowe

Przygotowanie:

Nadzienie:

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, czekamy aż trochę przestygnie i dodajemy do serka mascarpone wraz z orzechami, jeśli używamy. Całość dokładnie mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia.

Korpus czekoladowy:

Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej (miseczka włożona do garnka z gotującą się wodą). Miseczkę zabieramy, z garnka, zwykle gdy pozostają jeszcze malutkie cząsteczki czekolady i mieszamy do całkowitego rozpuszczenia. Pędzelkiem  dokładnie rozprowadzamy  czekoladę na ściankach foremek, pozostawiamy około 15 minut w temperaturze pokojowej, po czym wkładamy do lodówki by czekolada stwardniała. Po 10 minutach wypełniamy schłodzonym kremem mascarpone i pamiętamy, by  zostawić trochę miejsca na warstwę czekolady, którą musimy zamknąć pralinkę. Przez 30 minut zostawiamy czekoladki w temperaturze pokojowej i na koniec wkładamy nasze arcydzieła do lodówki. Pralinki wyciągamy podobnie jak kostki lodu, choć zdecydowanie delikatniej. Widok jest piękny, ale nie trwa długo, bo czekoladki znikają w tempie ekspresowym!!!

Smacznego!!!








piątek, 22 listopada 2013

Sernik ze śliwkami

  Śliwki zawsze kojarzyły mi się z końcówką lata. Te ciemnofioletowe skarby są nie tylko smaczne, ale i korzystnie wpływają na nasze zdrowie, Szczególnie zalecane są osobom, które mają problem z cerą naczynkową, czyli mi. Jeśli zaś chcemy utrzymać długo młodość to już pędźmy do sklepu, najlepiej po całą skrzynkę :)
   Począwszy od października sernik ten jest dość częstym gościem na naszym stole. Zdecydowanym plusem jest łatwość w przygotowaniu, bo o smaku już nie wspominam. Oczywiste jest, że kulinarny niewypał, w piekarniku ląduje tylko raz. Szczerze mówiąc nie miałam jeszcze takiej wpadki. Częściej zdarzało mi się, że ciacho zawiodło w kwestii smaku, po prostu oczekiwałam więcej, intensywniej, ale tu zawsze coś da się poprawić. Poza tym częściej okazuje się,że to ja wymyślam, bo cała reszta twierdzi, że jest pycha! Są gusta i guściki, a o tym podobno się nie dyskutuje, i ja tak robię. Przepis pochodzi z książki " Ciasta na każdą okazję", odrobinę zmodyfikowany.

Sernik ze śliwkami

Składniki:

Spód: 

* 150 g ciastek digestive w czekoladzie (daję 150 g herbatników i
   50 g roztopionej razem z masłem gorzkiej czekolady)
* 50  masła

Masa serowa:

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową
* 700 g półtłustego twarogu (zmielonego dwukrotnie) lub gotowego
   sernikowego
* 1-1,5 szklanki cukru (w zależności jak słodkie ciasta lubicie,
   wystarcza nieco ponad szklanka)
* 3 łyżki mąki ziemniaczanej
* 3 jajka
* 2/3 szklanki śmietanki 36%
* 1 łyżeczka aromatu migdałowego (daję troszkę
    mniej bo jak dla mnie jest za bardzo wyczuwalny)
* 1/2 kg śliwek

Kruszonka:

* 3/4 szklanki mielonych migdałów
* 3/4 szklanki cukru brązowego demerara
* 100 g miękkiego masła
                                                                      
                                                                                           Fot. Piotr Kunc


Przygotowanie:

Dno tortownicy o średnicy 24 cm wykładamy papierem do pieczenia. Ciasteczka rozdrabniamy w malakserze lub tłuczkiem na drobny piasek i mieszamy ze stopionym masłem ( jeśli robimy z herbatnikami, dodajemy stopione masło z czekoladą). Wykładamy ciastem dno formy, łyżką dociskamy i wygładzamy, na czas przygotowania masy serowej wkładamy do lodówki. Wszystkie składniki masy serowej miksujemy na gładki krem, niezbyt długo, aby masa nie napowietrzyła się. Wylewamy na spód z ciastek. Na wierzchu ciasno układamy połówki śliwek ( chyba, że są duże to dzielimy na 3 części) rozcięciami do góry. Wszystkie składniki kruszonki mieszamy ze sobą, wyrabiając palcami. Posypujemy sernik, zbitymi grudkami. Wkładamy do nagrzanego  do 180 stopni piekarnika i pieczemy 1 godzinę. Jeśli ciasto za bardzo się przypieka, można przykryć folią aluminiową, mi to się nie przytrafiło. Sernik jest gotowy gdy się lekko zetnie, nie pieczemy go do tzw. suchego patyczka. Wyłączam piekarnik i zostawiam przez 15 minut sernik w zamknięciu, potem powoli otwieram drzwiczki. Wystudzony sernik wkładamy na kilka godzin do lodówki, najlepiej na całą noc. Rano, skoro świt uderzamy do lodówki i... :D

Smacznego!!








środa, 20 listopada 2013

Paczuszki figowe

W tym roku zachwycam się figami, będę próbować i eksperymentować, choć nie zostało mi już dużo czasu. Gdzieś, kiedyś znalazłam przepis, ale to nie wszystko, było też zdjęcie, które wywołało uśmiech na twarzy, gonitwę myśli i absolutne must have. Nie ma co zwlekać trzeba próbować. Może być świetną przystawką podczas imprezy andrzejkowej lub sylwestrowej (wówczas można spróbować z suszonymi figami). Dla mnie to finezja w każdym calu. Są tak piękne, że aż żal zjadać i tak smaczne, że aż żal tego nie zrobić... Wszystko zachwyca, idealna gra kształtów i kolorów, połączenie dość standardowe, a mimo to niesamowite w swej prostocie. Nieraz już potwierdzałam, że figa lubi kozi ser, szynkę parmeńską o miodku nie wspomnę, ale, że  do tego wszystkiego jeszcze naleśnik, fantazja ludzka nie zna granic. Moja wersja jest zrobiona na szybko, żeby wzbudzić zachwyt, usłyszeć WOW i udało się!  Obiecuję jednak, że pojawi się również zdjęcie wersji idealnej, czyli z podsmażoną szyneczką i kiełkami . Kilka godzin to zdecydowanie zbyt mało by wszystko wyszło tak jak powinno, czasem w trakcie zmienia się koncepcja, ale i tak zawsze wychodzi smacznie:)



Paczuszki figowe

Składniki:

* 2 figi
* 4 plastry szynki prosciutto lu wędzonego boczku
* 4 cienkie naleśniki
* 4 kawałki koziego sera, lub sera camembert
* kilka listków świeżej bazylii
* kiełki np. rzeżuchy
* 1,5 łyżki miodu
* 1 łyżka oliwy
* 1 łyżeczka octu balsamicznego
* świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie:

Figi kroimy na ćwiartki, wkładamy do naczynia żaroodpornego, polewamy miodem, skrapiamy oliwą i octem balsamicznym. Całość pieczemy 12-15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.Szynkę podsmażamy na patelni, aby powstały chrupiące brzegi  (choć nie jest to konieczne). Naleśniki zwijamy w prostokąty o szerokości około 4 cm, kładziemy po jednym na plasterku szynki. Ćwiartki figi przekładamy kozim serkiem i kiełkami, układamy na naleśniku,  zawijamy, z każdej strony przykładamy listek bazylii  i spinamy wykałaczką. Na koniec można polać sosem powstałym z pieczenia fig i delkatnieoprószyć świeżo zmielonym pieprzem.

Smacznego!!






Fot. Piotr Kunc





wtorek, 19 listopada 2013

Piernik staropolski

   
   Przygotowania świąteczne czas zacząć. Przesiewanie mąki, mielenie maku, łuskanie orzechów to rytuał, który pozwala nam wrócić wspomnieniami do dziecięcych lat. Za sprawą pieczonego piernika, w całym domu roztacza się zapach, który sprawia, że święta są czasem magicznym i niezapomnianym. Ach uwielbiam... W tym roku postanowiłam wypróbować przepis krążący po necie, na piernik staropolski według  bardzo starej książki Marii Lemnis i Henryka Vitry  "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole".  Swoją drogą fajnie by było mieć w swojej biblioteczce takie cudo. Mówię to ja, miłośniczka pięknych zdjęć, których w tej pozycji na pewno nie znajdę. Jest w tych "starociach" jednak  coś wspaniałego odrobina tajemniczości, niepewności, zapach pożółkłych stron, a przede wszystkim powrót do tradycji. Niestety nie ma wznowień, a egzemplarze, które są dostępne bywają mocno wyeksploatowane i jeśli wypadną z obiegu może zaniknąć część wspaniałej tradycyjnej kuchni polskiej. Całe szczęście są blogi na których można znaleźć co nieco wspomnień. Nie jest to książka stricte kucharska, a raczej o tematyce historycznej, kulturowej i obyczajowej, ale przeplatają się w niej również wątki dotyczące kulinarnych zwyczajów naszych przodków. Piernik był w dawnych czasach symbolem dobrobytu i wysokiego statusu społecznego.  W Polsce na dobre zagościł w połowie XVIII . Co ciekawsze w skład wiana panny młodej, chodziło zapewne o te bogatsze, wchodziła faska (czyli mała beczułka) ciasta piernikowego i galaretowaty wywar mięsny na rosoły. Niektóre źródła podają, że ciasto przechowywano już od narodzin córki i gdy wychodziła za mąż otrzymywała taki właśnie prezent. Zastanawiam się czy to możliwe, tyle lat leżakowania? Podobno przyprawy mają taką moc, że pozwalają na tak długie przechowywanie, a i panny z bogatych domów szybko wychodziły za mąż. Najbardziej podoba mi się powiedzenie „Kto nie pija gorzałki i od niej umyka, ten słodkiego nie godzien kosztować piernika”.  Inne czasy, inne potrzeby, ale  zwyczaj smaczny...
   Z tego co przeczytałam jest to klasyczny przepis na ciasto dojrzewające od 2 do 6 tygodni,  ale podobno te 2 tygodnie to termin dla zapominalskich. Więc jeśli chcecie ze mną przetestować ten piernik to zapraszam do wspólnego pieczenia. Wyrobienie ciasta nie zajmuje zbyt wiele czasu. Trzeba tylko odczekać by masa miodowa przestygła. Na ręczne ugniatanie się nie piszę, dopiero wyzdrowiałam i czuję jeszcze wszechogarniające osłabienie, użyłam miksera i haków. Bałam się, że sobie nie poradzi, bo ciasto jest gumowate jeśli chodzi o konsystencję, ale nie było nieprzyjemnych niespodzianek, straży pożarnej nie wzywałam :) Ciasto w lodówce zmienia konsystencję, więc nie ma co się denerwować, że jest za rzadkie.  Na pewno też zrobię różne masy do przełożenia, żebym wiedziała na przyszłość, która jest najlepsza. Może ktoś zna sprawdzony przepis na idealne smarowidło do przełożenia piernika? Mam jeszcze kilka tygodni by przedstawić idealne połączenie...  
Po upieczeniu stwierdzam, że nigdy nie jadłam tak dobrego piernika. Z ciastem pracuje się bardzo dobrze, nie ma problemów przy rozwałkowaniu. Najlepsze połączenie to masa orzechowa i powidła z przyprawami. Najlepiej dawać jeszcze ciepłą masę orzechową, wtedy fajnie się przyklei. Ja dałam zbyt późno, ale posmarowałam jeszcze powidłami i pięknie chwyciło. Jeśli chodzi o masę marcepanową to świetnie skleiła dwie części. Jak dobrze, że coś mi jeszcze zostało, uciekam podjadać, a Wam proponuję wypróbować, bo naprawdę warto!


Piernik staropolski                                       


Etap I

Przygotowanie ciasta

Składniki:


* 500 g prawdziwego miodu (gryczany,
   ze spadzi iglastej lub akacjowy )
* 1,5 szklanki cukru (około 450 g)
* 250 g masła lub smalcu
* 1 kg pszennej mąki
* 3 całe jaja (duże) dałam 4 średnie
* 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
* 0,5 szklanki zimnego mleka
* 1/2 łyżeczki soli
* 2-3 torebki przypraw korzennych do piernika (dodałam 3 Kotanyi mają 27 g każda, jeśli wolicie mniej aromatyczny piernik dodajcie 2 opakowania)

Miód, cukier i masło lub smalec dajemy do rondelka i podgrzewamy na małym ogniu, tak by wszystko się roztopiło. Następnie studzimy. Do chłodnej masy dodajemy stopniowo mąkę, rozpuszczoną w mleku sodę oczyszczoną, sól, jajka i przyprawy. Całość wyrabiamy rękami lub za pomocą miksera uzbrojonego w hak lub płaskie mieszadło. Dobrze wyrobione ciasto przekładamy do kamionkowego lub emaliowanego garnka, ja włożyłam do plastikowej miski. Przykrywamy ściereczką i odkładamy na 5-6 tygodni w chłodne miejsce: lodówka, spiżarnia, balkon, ale uwaga na mrozy. Najlepiej odłożyć go w miejsce gdzie jest stała temperatura.

Etap II
 Po minimum 2 tygodniach, u mnie po 4, a jeszcze lepiej po 5-6 tygodniach, na 4-5 dni przed Wigilią bierzemy się za PIECZENIE.

Ciasto dzielimy na 3 części, najlepiej włożyć je pomiędzy dwa arkusze papieru, uprzednio posypane mąką i rozwałkować na grubość około 1 cm. Placki przenosimy łącznie z papierem na przygotowaną blaszkę (podobno wystarcza na 3 blaszki w rozmiarze 26x40 cm). Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do
170 stopni i pieczemy 15-20 minut. Ja mam mniejsze blaszki, więc z ciasta które mi zostanie mam zamiar upiec pierniczki.
Wystudzone blaty przekładamy podgrzanymi powidłami śliwkowymi, masą orzechową lub masą marcepanową, w zależności od upodobań. Tak przygotowane pierniki owijamy w folię aluminiową, papier do pieczenia lub lnianą ściereczkę, przykrywamy obciążoną deseczką i odstawiamy w chłodne miejsce na 3 dni,

MASA ORZECHOWA


* 150 g siekanych orzechów włoskich

* 100 g masła
* 110 g cukru
* 2 łyżki śmietanki kremówki 30%
* sok z ćwiartki cytryny
* 1 łyżka spirytusu

  Cukier, masło, śmietankę zagotowujemy, dodajemy orzechy i mieszamy. Odstawiamy do całkowitego wystudzenia, chłodny krem wstawiamy na chwilę do lodówki. Następnie ucieramy mikserem i dodajemy powoli sok z cytryny i spirytus. Tak przygotowaną masą przekładamy jedną część piernika, a drugą powidłami.

POWIDŁA

* 1 słoiczek powideł śliwkowych (410 g)

* 150 g suszonych śliwek
* sok z 1 dużej pomarańczy
* starta skórka z 1/2 pomarańczy
* 1 łyżka miodu
* 3 laski cynamonu
* pół gorzkiej czekolady

  W garnku łączymy powidła, suszone śliwki, sok i otartą skórkę z pomarańczy, a także laski cynamonu. Gotujemy na małym ogniu co jakiś czas mieszając, aż konsystencja będzie odpowiednia do smarowania, dodajemy miód, wyjmujemy laski cynamonu i blendujemy. Ciepłe powidła nakładamy na drugą warstwę piernika.

Można też przełożyć blaty piernikowe gotową masą marcepanową, którą należy rozwałkować i ewentualnie przyciąć do rozmiarów ciasta. Z tym,że  blaty warto delikatnie posmarować dżemem morelowym. Druga warstwa może być wówczas przełożona masą orzechową lub powidłami śliwkowymi.

Mogą być też powidła śliwkowe z dodatkiem bakalii na przykład suszonych fig, albo z rozpuszczoną czekoladą.

Etap III
Dzień przed Wigilią

Polewa:


* 100 g czekolady gorzkiej

* 100 g śmietanki 30%
* 1 łyżka miękkiego masła

Śmietankę zagotowujemy i dodajemy połamaną czekoladę. Mieszamy do momentu rozpuszczenia się czekolady, potem dodajemy miękkie masło. Mieszamy do rozpuszczenia się składników, przestudzoną polewę rozprowadzamy dokładnie z każdej strony.

Lukier:

* 15 łyżek cukru pudru

* 1 łyżka gorącej wody
* 1 łyżka soku z cytryny lub pomarańczy

Wszystkie składniki ucieramy łyżką w miseczce. W przypadku gdy lukier będzie za gęsty dodajemy wody, a jeśli za rzadki cukru pudru. Lukier będzie pasował zapewne do masy marcepanowej.


Miłego pierniczenia :)









czwartek, 14 listopada 2013

Sernikowa Królowa - absolutely fabulous

  Miał być post urodzinowy, ale zamiast zdjęć do pralinek wyszły zdjęcia do sernika. Nieraz już rozpływałam się w zachwytach nad ciastami i jestem przekonana, że nieraz to jeszcze zrobię. Póki co przedstawiam Wam Sernikową Królową, wytworną i elegancką, przystrojoną wspaniałą bezą. Wygląd i smak tego sernika zdecydowanie znajdują odzwierciedlenie w nazwie.Tym smakołykiem można zdobyć najbardziej zatwardziałe serce. W tym przypadku powiedzenie przez żołądek do serca działa w 100%.  Niektórzy mówią "poezja" i zjadają do ostatniego okruszka, zerkając czy gdzieś przypadkiem nie zawieruszył się jeszcze jeden kawałek. Nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy słodkości decydują  się spróbować i... jest tak jak się domyślacie, chcą więcej. Uwielbiam te momenty! Już w trakcie robienia zdjęć moje sisterki dopytywały się kiedy koniec zdjęć, nie mogły doczekać się na swój kawałek, a zasłużyły, w końcu nadmuchały 100 balonów. Dziękuję!! Jak zwykle uskuteczniałam nocne pieczenie i nim sernik wystygł trzeba było już jechać do Wrocławia. Zdecydowanie nie polecam konsumpcji przed schłodzeniem, nie warto. Najlepszy jest po całej nocy spędzonej w lodówce. Ponieważ mam jeden piekarnik- elektryczne pudło, a drugi gazowy staroć, musiałam je jakoś połączyć. W tym pierwszym piekłam sernik, nagrzewa się do  temperatury około 170 stopni, w gazówce natomiast piekłam już całość łącznie z bezą, która wymaga niższej temperatury. Udało się, a ja o 4 rano byłam z siebie dumna, bo stworzyłam cudo, którego na dodatek nie mogłam zjeść. Najważniejsze to poznać możliwości swojego piekarnika i uzbroić się w cierpliwość. Sernik jest tak idealny, że nie ma już co udoskonalać, choć pewien pomysł krąży mi po głowie.



eSernikowa Królowa

Składniki na sernik powinny mieć temperaturę pokojową, więc
należy wyjąć je z lodówki znacznie wcześniej.

Składniki:

Spód: 

* 100 g gorzkiej czekolady
* 100 g miękkiego masła
* 5 łyżek cukru
* 1 duże jajko (lub 2 małe)
* 60 g mąki
* 3/4 łyżeczki sody
* 6 łyżek mielonych orzechów lub migdałów


Masa serowa:

* 500 g tłustego twarogu sernikowego zmielonego
   3 razy (im bardziej gęsty tym lepiej) używam
   gotowego sera śmietankowego
* 500 g sera mascarpone
* 3 łyżki mąki ziemniaczanej
* 3/4 szklanki cukru
* 3 łyżki cukru waniliowego lub 2 łyżeczki ekstraktu
   z wanilii
* 5 jajek + 3 żółtka ( białka potrzebujemy do bezy)
* 1/3 szklanki śmietanki kremowej 30 lub 36%,
    najlepiej gęstej
* 1/4 szklanki kandyzowanej skórki pomarańczowej
* 1/4 szklanki drobno posiekanych rodzynek

Beza:

* 3 białka jajek
* 180 g cukru
* 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
* orzechy włoskie

Dodatkowo:

* słoiczek dżemu pomarańczowego lub brzoskwiniowego
* tortownica o średnicy 26 cm

Przygotowanie:

Spód:
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni. Dno formy wykładamy papierem, tworząc spódnicę dla formy, bowiem papierem nie wykładamy boków, a wystawiamy go na zewnątrz poza foremkę. Tak jakbyśmy chcieli owinąć dno tortownicy. Boki  tortownicy smarujemy masłem.  Do rondelka dajemy masło, cukier i połamaną czekoladę,  wszystko stawiamy na słabym ogniu i mieszamy do połączenia się składników. Gdy uzyskamy jednolitą masę zdejmujemy z ognia, dodajemy jajko i energicznie mieszamy, następnie dodajemy przesianą mąkę, sodę, a na koniec orzechy, wszystko mieszamy. Jeśli masa będzie za rzadka można dodać jeszcze odrobinę mąki. Masę wykładamy równomiernie na spod tortownicy i pieczemy przez 8-9 minut. Po tym czasie wyjmujemy ciasto,a piekarnik pozostawiamy włączony.
Masa serowa:
 W czasie gdy pieczemy spód, zabieramy się za przygotowanie  masy serowej. Do miski wkładamy ser twarogowy, ser mascarpone, mąkę, cukier i cukier waniliowy. Całość miksujemy na najniższych obrotach miksera przez 2-3 minuty, aż masa będzie gładka. Następnie wbijamy po jednym jajku i po każdym miksujemy przez około 15-30 sekund, delikatnie i na najmniejszych obrotach. Po ostatnim jajku dodajemy żółtka i śmietankę, i również miksujemy około 1 minuty, uważamy by masa zbytnio się nie napowietrzyła. Wylewamy masę na spód i posypujemy delikatnie rodzynkami i skórką pomarańczową, ma powstać warstwa na masie serowej, nie należy mieszać. Masa może być rzadka, ale nie ma powodu do obaw, spokojnie. Pieczemy przez 15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, następnie zmniejszamy temperaturę do 120 stopni i pieczemy przez 60 minut (nie wyłączamy piekarnika). Ja u siebie piekłam cały czas w temperaturze 170 stopni  i sernik nie popękał, konsystencję miał zbitą. Na około 15 minut przed końcem pieczenia zabieramy się za przygotowanie bezy.
Beza:
Białka wlewamy do miski wsypujemy szczyptę soli i ubijamy, na najwyższych obrotach, na sztywną pianę, stopniowo dodajemy cukier i cały czas miksujemy. Po dodaniu całości cukru miksujemy jeszcze około 5 minut, aż piana będzie gęsta i błyszcząca. Na minutę przed końcem ubijania dodać mąkę ziemniaczaną. Po wyjęciu sernika smarujemy go dżemem pomarańczowym, a na niego wykładamy pianę z białek i posypujemy orzechami włoskimi. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 120 stopni i pieczemy 30 minut, potem jeszcze zmniejszamy temperaturę do 100 stopni i suszymy bezę przez kolejne 30 minut. Sernik wyjmujemy z piekarnika i dokładnie studzimy. Sernik należy obkroić nożem i zdjąć obręcz, a następnie włożyć do lodówki na minimum 8 godzin, a najlepiej na całą noc. Kroimy ostrym nożem zanurzanym we wrzątku.Siadamy w wygodnym fotelu, rozkoszujemy się wspaniałym widokiem i smakiem i robimy wszystko by ta niesamowita chwila trwała jak najdłużej!

Smacznego!!








Fot. Piotr Kunc

poniedziałek, 28 października 2013

Krem z cukinii z krewetkami


  Jeszcze trochę cukinii zostało w spiżarce. Nadszedł czas by wyjaśnić historię owej sesji zdjęciowej. Pole kukurydzy nijak się ma do cukinii, ale... Wyobraźcie sobie, że za tym poletkiem kukurydzy rośnie sobie właśnie cukinia, w końcu każdy skrawek ziemi trzeba wykorzystać. Tak więc by donieść cukinię do domu trzeba przedrzeć się przez owe pole kukurydzy. Niby nic, a  ubaw po pachy. Pamiętam z czasów dzieciństwa jak biegaliśmy po polach,  była świetna zabawa w chowanego i pies, który nigdy nie miał problemu z odnalezieniem kryjówki. Potem powrót do domu i babcia czekająca z pysznym obiadem, o którym marzyliśmy przez całą drogę. Tak było i teraz, po ciężkiej przeprawie, troszkę zgłodnieliśmy, poza tym jedna cukinia dziwnym trafem ucierpiała, a nie mogła się przecież zmarnować...



Krem z cukinii z krewetkami   

Składniki:

* 800 ml bulionu warzywnego (może być z
   kostki)
* 1 duża cukinia
* 2 średnie ziemniaki
* 1/2 cebuli
* 2 ząbki czosnku
* 2 łyżki masła
* 1 łyżka oliwy z oliwek
* 1 łyżka posiekanej mięty
* 1 łyżka mąki ziemniaczanej                                      
* 2 czubate łyżki jogurtu greckiego
* sól, świeżo zmielony czarny pieprz

Dodatkowo:

* opakowanie mrożonych krewetek (250 g)
* 80 g masła
* 4 ząbki czosnku
* sól do smaku
* bagietka

Przygotowanie:

Zaczynamy od bulionu. Jeśli mamy więcej czasu możemy przygotować go na bazie świeżych warzyw, jeśli jest  to ostatni dzwonek - wlewamy do rondelka 800 ml wody i gdy się zagrzeje wrzucamy kostkę mieszamy do rozpuszczenia i zawrzenia. Pora na cukinię i tu również trzeba uważać, jeśli skórka jest twarda, obieramy i wydrążamy pestki, jeśli zaś cukinia jest młoda całość kroimy w kostkę. Cebulę drobno siekamy, czosnek przeciskamy przez praskę i smażymy na maśle i oliwie, aż będą pięknie zeszklone, po czym dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki, a po kilku minutach dokładamy cukinię i smażymy jeszcze przez 4 minuty. Warzywa dodajemy do bulionu i gotujemy przez 15 minut.  W tym czasie przygotowujemy krewetki, na patelni topimy masło, dodajemy czosnek, po niecałej minucie wrzucamy krewetki i smażymy na średnim ogniu przez około 5 minut. Na koniec doprawić solą. Wracamy do zupy, pod koniec gotowania dodajemy miętę oraz mąkę wymieszaną z kilkoma łyżkami zimnej wody, zagotowujemy i odstawiamy z ognia. Jogurt rozprowadzamy, w kubku, z kilkoma łyżkami zupy, gdy składniki już się połączą mieszamy z zupą, doprawiamy solą i pieprzem i miksujemy blenderem.  Podajemy od razu, po dodaniu jogurtu zupy już nie zagotowujemy. Nakładamy krem do miseczek, na wierzchu układamy usmażone krewetki, ogonkami do góry. Do zdjęcia polałyśmy zupę śmietanką 30%, możemy  też podać z bagietką, którą moczymy w maśle pozostałym po smażeniu krewetek i zapiekamy przez kilka minut w piekarniku. Mniam!!!

Smacznego!!!!!



 











Fot. Piotr Kunc

czwartek, 24 października 2013

Placuszki z cukinii z serem feta

  Kolejny wpis poświęcony cukinii. Placuszki, pychotka. Zajadałyśmy je z Jolcią jak szalone. Uwielbiam placki ziemniaczane i dlatego pokusiłam się o wypróbowanie tych z cukinii. Są bardzo dobre i aromatyczne, ale ja pozostaję wierna tym ziemniaczanym, bo przecież Król może być tylko jeden :) Zwykle problemem jaki pojawia się przy ich robieniu jest to, że trzeba je szybko smażyć, bo robią się wodniste. Jednak i na to są sposoby, najlepiej cukinię zetrzeć, posypać solą i odstawić na sitku na jakieś 20 minut, a potem dokładnie odcisnąć. Na wszystko znajdzie się jakiś sposób, trzeba tylko próbować i nie zniechęcać się.  Jestem przekonana, że jak tylko ich spróbujecie, to będą częstym gościem na Waszym stole.


Placuszki z cukinii z serem feta

Składniki:

* 700 g startej na tarce cukinii
* 1 łyżeczka soli
* 2 duże jajka
* 4 ząbki czosnku
* 2 szalotki lub 1 średnia cebula
* 2 łyżki mleka
* 190 g mąki
* 1 łyżka posiekanej, świeżej mięty
* 1 łyżka posiekanego koperku
* 180 g sera feta
* sól i świeżo zmielony pieprz do smaku



Przygotowanie:

Cukinię myjemy, przecinamy na pół, wydrążamy środek i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Jeśli mamy młode cukinie, wówczas skórka nie jest twarda i możemy zetrzeć je w całości, w przypadku tych "przerośniętych" z grubą skórą, zdecydowanie najlepiej jest je obrać (można zostawić kilka zielonych paseczków). Następnie lekko solimy i odstawiamy na 20 minut, aby cukinia puściła soki, po czym dokładnie odciskamy. Szalotkę lub cebulę ścieramy na tarce o drobnych oczkach, czosnek przeciskamy przez praskę, dodajemy pokruszoną fetę, mleko, jajka, miętę i koperek Mąkę najlepiej dodawać partiami, mamy wówczas kontrolę nad gęstością, a masa powinna być taka jak ta na placki ziemniaczane, aby można było nakładać łyżką. Jeśli natomiast masa jest zbyt rzadka dodajemy więcej mąki, w przypadku gdyby wyszła zbyt gęsta ratujemy się kilkoma łyżkami mleka. Całość doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem (pamiętajmy przy tym, że feta sama w sobie jest słona, najlepiej po wymieszaniu wszystkich składników wziąć odrobinę masy na łyżeczkę i czubkiem języka sprawdzić, czy jest słone). Rozgrzewamy patelnię, najlepiej tę, na której smażymy naleśniki, na początku robię testowego placuszka by zobaczyć jak się przewraca. Jeśli napotykamy na trudności (placek się rozpada) po prostu dodajemy więcej mąki, sprawdzamy też jego smak i w razie potrzeby doprawiamy. Placki smażymy, aż będą dobrze wysmażone i rumiane. Podajemy z kleksem jogurtu lub sosem tzatziki i zajadamy się bez opamiętania :)
Możemy wzbogacić też nasze placuszki o pokrojony w słupki i usmażony boczek, pamiętajmy, że on też jest słony, więc sól można nawet pominąć albo dać tylko odrobinę. Tak usmażone placki kładziemy na blaszce przykrytej pergaminem, na placki dajemy plasterek pomidora i posypujemy startym parmezanem, ale może też być ser żółty starty na drobnych oczkach. Podpiekamy w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni C przez kilka minut, do czasu aż ser się stopi. Do tego również dodajemy mój ulubiony sos tzatziki (jogurt, majonez, czosnek, przyprawa tzatziki). Koniec postu, a ja zgłodniałam, chyba czas na dokładkę :)

Smacznego!!!












                                                        Fot. Piotr Kunc











niedziela, 20 października 2013

Tarta z kurkami


  Piękna, w intensywnie żółtym kolorze, lekko pieprznym smaku i o zapachu pobudzającym nie tylko apetyt, ale i wyobraźnię. Oprócz tych zalet jest jeszcze ważny szczegół, nie wymaga długiego gotowania. Dlatego... na grzyby, choć biorąc pod uwagę wczorajszy przymrozek chyba już nic z tego nie będzie :( Rano, jak zwykle spóźniona wsiadłam do autka i... musiałam skrobać szyby, ogromny był mój smutek. Całe szczęście piękny słoneczny dzień wynagrodził poranne rozczarowanie i każdy kto miał wolną sobotę wybrał się na wspaniały jesienny spacer do parku, albo nawet do lasu. Tak się składa, że nie znam się na grzybach, ale po lesie bardzo lubimy chodzić i jeśli jest z nami znawca tematu coś nawet znajdziemy. Śpiewamy sobie z Reni Jusis "kiedyś cię znajdę, znajdę cię, a w końcu znajdę jestem coraz bliżej wiem!" Wtedy nieoczekiwanie kurki same  spadają z nieba, ale w naszym zwariowanym świecie nikogo to nie dziwi. Z czegoś tartę trzeba było zrobić :) Tym bardziej, że jest naprawdę zacna i składają się na nią wszystkie moje ulubione smaki. Wbrew pozorom jesień potrafi być wspaniała i jeśli pogoda jest taka jak dziś i wczoraj, to przyznaję, że uwielbiam tę porę roku, i wszelkie jej dobrodziejstwa. Całe szczęście można kupić mrożone kurki i nawet zimą udaje się przywrócić odrobinę słońca.

Tarta z kurkami

 Składniki:

Ciasto:


* 1 i 1/4 szklanki mąki
* 1/4 łyżeczki soli
* 1/8 łyżeczki proszku do pieczenia
* 1/4 szklanki zimnego kremowego twarożku (może    być też  bardzo gęsta kwaśna śmietana)
* 1 żółtko
* 1 łyżka bardzo zimnej wody
* 1.5 łyżeczki białego octu winnego


Nadzienie:

* 6 cienkich plasterków boczku
* 5 posiekanych cebulek dymek, białe i zielone części
* 2 przeciśnięte ząbki czosnku
* 70-80 g kurek (małe w całości, duże pokrojone na kawałki)

* 1/2 łyżeczki posiekanej świeżej szałwii (około 1/3 łyżeczki suszonej)
* 1/2 łyżeczki świeżego tymianku ( może być suszony, 
   wówczas jest to ok. 1/3 łyżeczki)
* 3 łyżki suszonych pomidorów, osączonych z oliwy i pokrojonych
* 2 łyżki czerwonego wytrawnego wina
* 15 dag pokruszonego sera z niebieską pleśnią (roqueforta, gorgonzoli, rokpola)
* 1/4 szklanki orzechów włoskich lekko zrumienionych na patelni


Przygotowanie:

Ciasto: Łączymy wszystkie składniki ciasta, zagniatamy (możemy też wszystko zmiksować na mniejszych obrotach, a po połączeniu się składników całość zagnieść) i formujemy kulę. Zawijamy w folię i na 30 minut wstawiamy do lodówki.
Nadzienie: Wysmażamy boczek na małym ogniu, a na wytopionym tłuszczu szklimy posiekaną dymkę ( białe i zielone części), czosnek i kurki. Po 4 minutach dodajemy drobno pokrojone czerwone  pomidory, zioła i wino.Dusimy jeszcze 5-6 minut, aż płyn troszkę odparuje, a następnie studzimy, by nadzienie miało temperaturę pokojową. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C. W tym czasie formę na tartę o średnicy 26 cm smarujemy masłem. Ciasto rozwałkowujemy, na okrągły placek o średnicy ok 30 cm, wkładamy do formy tak by powstał rant o wysokości 3 cm, ale nie dociskamy o do brzegów formy. Następnie układamy masę grzybową, posypujemy pokruszonym serem i orzechami, po czym zawijamy brzegi ciasta, tak by częściowo przykryły nadzienie. Pieczemy 30 - 40 minut. powinno być ładnie zarumienione wyjmujemy z piekarnika i po 5 minutach podajemy na stół. Tartę można posypać  rukolą, albo rukolę wymieszać z przekrojonymi na pół pomidorkami koktajlowymi, uprażonymi orzeszkami, serem camembert lub tym z niebieską pleśnią jeśli coś nam jeszcze zostało, całość polać sosem ziołowym.
Smacznego!











  Przy okazji ostatniej wizyty w lesie, zdecydowanie zbyt późnej, to był najczęściej spotykany i najpiękniejszy widok. Choć wyskakująca z zarośli sarenka także na chwilkę pozwoliła nacieszyć oko :) To jest właśnie natura: dzika, piękna, nieprzewidywalna i smaczna :)


      
                               Fot. Piotr Kunc